Jak informuje resort rolnictwa, z przeznaczonych na nie w 2006 r. 55 mln zł wykorzystano tylko 2 mln. W tym roku preliminowano na dotacje do ubezpieczeń rolniczych 210 mln zł. Zapewne będą spożytkowane równie śladowo - pisze "Gazeta Krakowska". - Szacuję, iż w Małopolsce z tej formy ubezpieczenia korzysta obecnie ok. 500 rolników - ocenia Paweł Augustyn, szef Małopolskiej Izby Rolniczej. - W okolicy ubezpieczają się tylko pojedyncze gospodarstwa - potwierdza Ryszard Leśniak, sadownik z Żerosławic, który też się nie ubezpieczył. Gdyby nawet, i tak najprawdopodobniej nie dostałby ani grosza - majowe mrozy pozbawiły go zbiorów "tylko" z trzech na ok. 13 ha sadów, a straty muszą być minimum 30-procentowe, by dostać odszkodowanie. - A jak zostaną "wyliczone" np. na 29,9 proc.? Powinno się płacić już od 15 proc. szkód - Paweł Augustyn wskazuje jeden z postulatów izb rolniczych, które domagają się zmiany przepisów. Dziś ubezpieczenia od powodzi, mrozów, huraganów, piorunów etc. są dobrowolne. Budżet dotuje połowę (przy niektórych uprawach 60 proc.) składki, która nie może przekraczać 6 proc. sumy ubezpieczenia. Od 1 lipca 2008 r. będzie obowiązkowe ubezpieczenie co najmniej połowy upraw. - Powinno to dotyczyć 50 proc. sumy ubezpieczenia danej uprawy, a nie połowy areału, bo firmy nie będą chcieć ubezpieczać działek leżących np. blisko rzeki - przestrzega Paweł Augustyn. Od 2010 roku, jeśli rolnik nie ubezpieczy co najmniej połowy upraw, musi liczyć się, iż nie otrzyma żadnej budżetowej pomocy w przypadku klęski żywiołowej.