Rakiety, bombowce i pociski manewrujące stały przygotowane. Czekały na sygnał. Specjaliści z zakresu obrony cywilnej i historii wojskowości zgodnie twierdzą, że w okresie zimnej wojny Kraków był celem dla broni jądrowej NATO. Uderzenie na 100 proc. Porozumienia o redukcji uzbrojenia atomowego, rozpad ZSRR i Układu Warszawskiego oddaliły zagrożenie. Jednak wspomnienia o atomowym strachu są, jak rocznice bitew i masakr, przestrogą przed ponownym wkroczeniem na ścieżkę zbrojeń i przemocy. Henryk Uranek z os. Centrum B dobrze wiedział, gdzie można ukryć się przed bombą. - W bloku nr 10, w którym mieszkam, znajdowały się schrony z pełnym wyposażeniem sanitarnym - wspomina. Edwarda Panka szkolono w zakładzie pracy. - W hucie organizowano specjalne spotkania, podczas których informowano nas o procedurach na wypadek ataku jądrowego. Rozdawano nawet maski gazowe - opowiada. Maria Strączyk z os. Zgody mówi o schronach pod szkołą, Jerzy z os. Centrum D - o wzmocnionych podziemiach bloku mieszkalnego. Jan Hoffmann z krakowskiego Muzeum Lotnictwa Polskiego twierdzi, że na nowohucki kombinat miał spaść tzw. pocisk manewrujący z głowicą nuklearną. Można było spodziewać się także atomowego ataku na tutejszy węzeł sieci kolejowej. - Trudno powiedzieć, jaka byłaby moc głowic. Dokumenty NATO pozostają tajne. Teraz Polska należy do paktu i nikomu nie zależy na ujawnianiu natowskich planów bombardowania Krakowa, ale uderzenie jądrowe mielibyśmy tu na 100 proc. - uważa ekspert. Ogień z nieba Paweł Piotrowski z Instytutu Pamięci Narodowej mówi: - Kraków byłby prawdopodobnie bombardowany przez lotnictwo z brytyjskich baz lub z lotniskowców na Morzu Północnym, większość taktycznych rakiet NATO nie była w stanie tu dolecieć ze swych stanowisk w Republice Federalnej Niemiec. Według Hoffmanna, rola samolotów bojowych mogła być mniejsza. W grę wchodziły inne środki przenoszenia (np. wspomniane pociski manewrujące), a silna obrona powietrzna Układu Warszawskiego ograniczała swobodę użycia bojowych odrzutowców. Rakietowe systemy przeciwlotnicze z okolic Chrzanowa i Oświęcimia osłaniały Kraków. Jednak tutejsza obrona cywilna przygotowywała się na najgorsze. Marek Rut, który dziś jest dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim, w latach 80. poznawał plany na wypadek wojny atomowej. - Większe miasta kwalifikowano jako szczególnie zagrożone. Także Kraków znalazł się na liście. Mamy tu przemysł, węzeł komunikacyjny, obiekty i cele wojskowe. Konflikt mógł mieć różne nasilenie. Spodziewano się, że będzie można je przewidzieć na podstawie napięcia politycznego. Najczarniejszy scenariusz zakładał, że 600 tys. krakowian opuści zagrożone miasto - mówi Rut. Nieuchronny atom - Kraków jest węzłem komunikacyjnym na linii rzeki Wisły, więc w latach zimnej wojny był celem dla uderzeń jądrowych NATO. Taktyczne głowice Paktu Północnoatlantyckiego, ładunki o mocy przeciętnie 50-100 kiloton, miały zahamować ruch tzw. drugiego rzutu strategicznego Układu Warszawskiego. Niszczenie przepraw na Wiśle miało sprawić, że 1,5-2 mln żołnierzy Armii Czerwonej z terenu Ukrainy i Białorusi nie dotrze na zachód Europy - twierdzi Paweł Piotrowski z IPN. - Niektórzy wyżsi oficerowie polscy sądzili, że broń jądrowa nie musi być użyta. Jednak, według radzieckiej myśli wojskowej, atak nuklearny był nieuchronny - dodaje badacz historii. Być może nie doszłoby do uderzeń strategicznych na Moskwę, Waszyngton i ośrodki przemysłowe obu mocarstw. Jednak Europa Środkowa leżała w zasięgu taktycznych środków przenoszenia i w tej części świata wyrosłyby grzyby atomowe. - Atakowane byłyby wojska i infrastruktura o znaczeniu militarnym - mówi Piotrowski. Wędrówka na wieś Radio, telewizja, gazety przekazałyby komunikat o tzw. rozśrodkowaniu ludności. Każdemu, kto miał opuścić zagrożone miasto, zawczasu przydzielono miejsce zamieszkania poza Krakowem. W latach 80. listy adresów były napisane, gotowe na wypadek wojny. Obrona cywilna miała zorganizować transport. Planowano, że w Krakowie pozostanie tylko personel niezbędny dla miasta oraz istotnych (zwłaszcza dla wojska) zakładów pracy. - Dla tych osób były miejsca w schronach. Pozostali mieli zamieszkać poza strefami zniszczeń. W prowizorycznych ukryciach schroniliby się przed opadem radioaktywnym. Były ulotki o tym, jak przygotować środki ochrony dróg oddechowych i skóry. Maski własnej roboty, odzież przeciwdeszczowa powinny zapewnić pewien poziom zabezpieczenia - opowiada dyrektor Marek Rut z MUW, specjalista w dziedzinie ochrony ludności. Skala końca świata Piotrowski uważa, iż obronę cywilną w PRL przygotowano kiepsko. - Nie było pieniędzy na masową budowę schronów. Znaczna część ludności nie uniknęłaby porażenia. Byłyby miliony zabitych Polaków - powiedział. Jak twierdzi, władze nie brały pod uwagę długofalowych skutków wojny. Pisano scenariusze ewakuacji, ale nie zajmowano się problemem zniszczonego środowiska czy zmianami klimatu. Szanse przeżycia zależą od tego, na ile wojna jądrowa ma ograniczony charakter. Telewizja BBC nakręciła w latach 80. fabularny film "Threads" - wizję konfliktu na pełną skalę. Eksperci, których zaangażowano, przewidywali ofiary śmiertelne wśród Brytyjczyków na poziomie 80 proc. populacji. Ł. Chmielowski, wsp. J.B. redakcja.krakow@echomiasta.pl