Jacek od 1990 roku związany jest z "Gazetą Wyborczą", gdzie regularnie publikuje reportaże. W swoich artykułach podejmował dziesiątki tematów, jednak jego konikiem zawsze były sprawy Wschodu. - W poprzednim wcieleniu pewnie byłem Rosjaninem - żartuje Hugo-Bader. Dziennikarz został dwukrotnie wyróżniony nagrodą Grand Press - w 1999 i 2003 roku. Jest autorem książki "W rajskiej dolinie wśród zielska". Reporterem został przypadkiem. W latach siedemdziesiątych skończył studia pedagogiczne, potem imał się przeróżnych zajęć: był nauczycielem historii (wyrzuconym z pracy w stanie wojennym za prosolidarnościowe sympatie), szkolnym pedagogiem, ładowaczem na kolei, terapeutą w rodzinnej poradni małżeńskiej, sprzedawcą w sklepie spożywczym, a nawet wagowym w punkcie skupu trzody chlewnej. Pisał reportaże o polskiej prowincji, skinach i życiowych nieudacznikach. Trafił do "Magazynu" - cotygodniowego kolorowego dodatku do "Gazety Wyborczej" (dziś "Duży Format"). Na swój pierwszy wyjazd zagraniczny czekał dwa lata. Teraz przyznaje, że jego fascynacja Rosją zaczęła się od karabinu kałasznikow. - Któregoś dnia przyszedł do mnie szef i powiedział: "A może byś o kałasznikowie napisał? To broń, która podbiła świat, pięćdziesiąt pięć milionów wyprodukowanych egzemplarzy, ulubione cacko terrorystów i wszelkiej maści rebeliantów". Powęszyłem przy tym temacie parę dni i mówię: "Ten Kałasznikow, wynalazca karabinu, żyje w Iżewsku na Uralu". Redaktorom szczęki opadły z wrażenia. Decyzja zapadła natychmiast: Jedziesz do Rosji - wspomina dziennikarz. Wtedy szczęka opadła Hugo-Baderowi: z rosyjskiego w szkole pamiętał "dobryj dzień" i "da swidanija". Ale nie mógł odpuścić. Cudem zdobył numer telefonu wynalazcy i zadzwonił. Cztery lata temu na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego przyznał, że zepsuł tamten materiał. Dlaczego? Odpowiedź poznacie podczas spotkania w Klubie Pod Jaszczurami. 28 października (wtorek), godz. 19. Klub Pod Jaszczurami, Kraków, Rynek Główny 8. Wstęp wolny. Prowadzenie Bartek Borowicz.