Hoegstroem, który na początku roku wyszedł na wolność ze szwedzkiego więzienia, został zwolniony warunkowo. Jak wyjaśnił Freddie Jemander ze szwedzkiej Służby Więziennej, w Szwecji obowiązuje zasada, że jeśli nie ma przeciwwskazań, osadzeni po odbyciu 2/3 kary są zwalniani warunkowo. W przypadku Hoegstroema na poczet jego kary zaliczono również okres, kiedy przebywał on w areszcie. - Postąpiłem głupio i mam w tym swój udział. Jeśli jednak ludzie myślą, że to ja osobiście zabrałem napis, warto, aby wiedzieli, że nigdy nawet nie spotkałem tych, którzy byli na miejscu, kiedy dokonano kradzieży - powiedział Hoegstroem. Szwed oświadczył, że przyznał się do podżegania do kradzieży wyłącznie dlatego, że chciał jak najszybciej wrócić do Szwecji. W reportażu skarżył się na złe warunki w polskim areszcie, w którym przebywał przed procesem. Hoegstroem mówił m.in., że w Polsce do jedzenia dawano mu makaron z odrobiną sera, a jego pościel przesiąknięta była uryną. Szwed uważa, że stał się łatwym celem oskarżeń z powodu swojej przeszłości - w młodości sympatyzował z ruchem neonazistowskim. Twierdzi, że wiele informacji wskazuje na to, iż kradzież napisu "Arbeit macht frei" zleciła inna osoba ze Szwecji. W tej sprawie na prośbę polskiej prokuratury sprawę prowadziła prokuratura szwedzka. W związku z tym wątkiem w grudniu 2011 roku Hoegstroem był w swojej ojczyźnie przesłuchiwany. Jak podaje SVT, dochodzenie zostało umorzone z powodu braku dowodów. - To trochę dziwne. Mam wrażenie, że od początku zdecydowano, kto jest winny kradzieży - powiedział telewizji były obrońca Hoegstroema Bjoern Sandin. SVT nie ujawniła nazwiska osoby, która była podejrzewana o zlecenie kradzieży napisu "Arbeit macht frei". Na początku stycznia "Rzeczpospolita" podała, że szwedzka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie milionera Larsa-Goerana Wahlstroema, który miał zamówić napis. Szwedzka prokurator Katarina Bergstroem do środy nie odpowiedziała PAP na przesłane dwa tygodnie wcześniej pytania dotyczące szczegółów sprawy i powodów jej zakończenia. Do kradzieży napisu "Arbeit macht frei" doszło 18 grudnia 2009 r. Napis odnaleziono kilkadziesiąt godzin później we wsi koło Torunia. Złodzieje, których wkrótce zatrzymano, wcześniej pocięli napis na trzy części. Jak ustalono, pięciu Polaków - wśród których byli sprawcy kradzieży i pośrednicy - działało na zlecenie pośrednika ze Szwecji. Trzej bezpośredni sprawcy kradzieży w zostali skazani na kary od półtora do 2,5 roku pozbawienia wolności oraz nawiązki pieniężne.