Są na całym Kazimierzu. Na ścianach, płotach, drzwiach, śmietnikach, bramach. Na murach szkół, sklepów, restauracji, kamienic. Napisy "Elaneczka", wpisane w serca. Zwracają uwagę przechodniów, ciekawią mieszkańców. Kto i po co zadał sobie tyle trudu, w dodatku narażając się na zarzut wandalizmu? W jaki sposób zalał cały Kazimierz sercami nie zwracając niczyjej uwagi? Szukam informacji, wciąż śledzona przez tajemnicze napisy na murach. Trafiam na ulicę Wąską, gdzie naprzeciw gimnazjum widnieje ogromne serce z "Elaneczką" w środku. Czy jest to sprawka zdesperowanego małolata czy zakochanego dorosłego mężczyzny? Woźny miał na sobie sweterek w brązowo-zieloną kratkę, siedział za szybką i parzył herbatę. - Pani to się głupotami zajmuje. Zajęłaby się pani czymś dla społeczeństwa pożytecznym. Jakiś zakochany dzieciak wymalował Kazimierz tymi sercami, a wy go tropicie. Po co, ja się pytam? I tak go nie znajdziecie. I zaczął mówił o bezrobociu, niskich zarobkach, złej demokracji, Unii co się wkrótce rozsypie, tak jak kamienica, w której wynajmuje mieszkanie, ale już prawie nie ma za co, bo przecież te niskie zarobki... Szukam dalej, na poczcie przy Starowiślnej. W kolejce stały trzy dystyngowane staruszki, jeden dziadek z wnukiem i pan pod wąsem. Czekając, ucięli sobie pogawędkę. O zdeprawowanej młodzieży, braku wartości i uczuć, napomknęłam więc, iż owszem, uczucia są, widoczne na przykład na tamtej oto kamienicy. - Pani to za młoda jest żeby zrozumieć, co to znaczy prawdziwa miłość - oburzył się pan pod wąsem. - Kiedyś serenady pod balkonem, dziś napisy na murze. Ot, co nam wolność przyniosła - dodał dziadek. Szybko przekierowałam rozmowę z politycznych torów na serduszka z imieniem. - My tu nic o twórcy nie wiemy, co jakiś czas widzimy tylko nowe serce z imieniem. Tu go już i straż miejska szukała i ci z internetu tropili i nic - powiedział pan pod wąsem. - Dla pani to też strata czasu. Natomiast babcia w fiołkowym kapeluszu wlewała we mnie nadzieję. - Ja to się, wie pani, z nimi nie zgadzam. Nic a nic. Romantyczny chłopiec. Że też mu się tak chce na każdym kroku te serca z imieniem w środku wypisywać. Kiedyś też miałam takiego adoratora. Pamiętam jak w siedemdziesiątym czwartym... - To musi być smutna historia. Pewnie jej szuka, albo chce jej przypomnieć o swojej miłości. Postanowiłam przeprowadzić uliczną sondę. Tym razem postawiłam na młode pokolenie. Dwaj sympatyczni chłopcy, zapytani o Elaneczkę. zaczęli się śmiać. - A znamy, znamy. Sami osobiście ją produkujemy. Kolega Wojtek zajmuje się kształtem serca, ja napisem. I całe ściany w domu pełne tego mamy. Pójdzie pani z nami, to pokażemy. Dla pani wszystko - usłyszałam. Po dawce polityki u woźnego, wykładzie o miłości na poczcie i randkowej propozycji od licealistów, stwierdziłam, że nic gorszego mnie już spotkać nie może. Weszłam do restauracji przy Józefa. - Czy pani jest z jakiejś organizacji zajmującej się wandalizmem? - wyrzucił z siebie jednym tchem kelner polerujący lampki do szampana. - Poniekąd - zaryzykowałam, wątpiąc w istnienie takich organizacji. - Ja nic nie wiem, niczego nie słyszałem, nic nie widziałem - powiedział, wciąż polerując lampkę. Nagle podbiegł do mnie gruby jegomość ze złotym łańcuchem na szyi i sygnetem na palcu. Przełykając ostatki schabowego zaczął: - Niech pani przemyśli, co pani robi. Współpraca z państwem nie przyniesie pani korzyści. Niech go pani znajdzie i skontaktuje się ze mną, ja już się zatroszczę o duże zyski z tego interesu - mrugnął prawym okiem. - Dla nas obojga oczywiście - dotknął łańcucha na szyi podając mi wizytówkę. Spojrzałam na nią. "Kompleksowe usługi budowlano-konserwatorskie. Renowacja kamienic". Tego dnia zrezygnowałam już z poszukiwań. Na Józefa minęłam kolejną kamienicę z serduszkiem, nieopodal mała dziewczynka z uporem szukała czegoś w trawie. - Wiem, że ten pan bardzo kocha tą panią - powiedziała. - Inaczej by się tak nie trudził. Mama mówi, że ona musi mieszkać na Kazimierzu. Postanowiłam zmienić taktykę. Rozesłałam wici na Kazimierzu, wśród kazimierskich znajomych, forumowiczów i for poświęconych tej dzielnicy Krakowa. Okazało się, że historia Elaneczki żyje już własnym życiem. Willy na swoim blogu umieścił cały album poświęcony Elaneczce - 58 zdjęć napisu z różnych części Kazimierza. Przy jednym ze zdjęć napisał komentarz: "Historia miłosna podpatrzona i sfotografowana na krakowskim Kazimierzu. Czy ktoś zna tajemnicę Elaneczki i jej kochanka?", czym rozpoczął dyskusję internautów. Jedni dostrzegają romantyzm, inni wandalizm. Mariusz pisze: "Od dwóch lat maluję obrazy olejne z motywem Elaneczki. Poszukuję autora tej historii". Czy twórca napisów na murach zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo poruszył wyobraźnie mieszkańców? Domysłów na temat miłości jest pełno na portalach, serwisach internetowych i fotoblogach. Na jednym z nich mieszkanka Kazimierza pisze: "Stojąc pewnego razu w kolejce w Zakładzie Energetycznym na św. Wawrzyńca usłyszałam rozmowę dwóch pań. Dyskutowały o tym, że znów mają ten napis na murze swojej kamienicy. Zastanawiały się, jak bardzo on ją kocha i jaka szalona miłość musi skłaniać chłopaka do takich czynów. Twierdziły, że nawet straż miejska nie mogła złapać tego plastyka miłosnego, chociaż czaiła się podobno dość długo". Na końcu wpisu autorka stwierdziła, iż woli takie napisy, niż niecenzuralne, pokrywające jej kamienicę.