Mieszkaniec osiedla Bieżanów zaalarmował w nocy policję, że chce popełnić samobójstwo. Funkcjonariuszom szybko udało się ustalić adres desperata i wysłać tam patrol. Policjantów, którzy przyjechali do niego do domu, straszył bronią i granatami. Ci wezwali posiłki. Na miejscu pojawili się także negocjator i psycholog. Po trzech godzinach rozmów udało się przekonać mężczyznę, żeby otworzył drzwi. Okazało się, że był pijany. 69-latka odwieziono do szpitala psychiatrycznego. Z bloku nikogo nie ewakuowano, ponieważ wcześniej udało się skontaktować z żoną desperata. Przebywająca w szpitalu kobieta powiedziała funkcjonariuszom, że w mieszkaniu nie ma materiałów wybuchowych. I rzeczywiście, policjanci w mieszkaniu nie znaleźli ani broni, ani żadnych granatów.