Nawet jeśli przy jego pomocy nie będziemy potrafili odnaleźć drogi, odnajdą nas dzięki GPS-owi goprowcy. - Dwa sezony temu turyści wybrali się zimą żółtym szlakiem na Turbacz. Ratunki były bardzo trudne, odradzaliśmy im wycieczkę, ale oni poszli. Na szczęście mieli GPS i telefon komórkowy. Ugrzęźli na trasie w szałasie. Nie mogli rozpalić ognia. Przez telefon podali nam odczytane z GPS-a koordynaty. Dzięki temu dotarł do nich skuterem ratownik z Turbacza. W dobrych warunkach dojazd zająłby mu 20 minut, a wtedy walczył ponad 2,5 godziny. Gdyby nie GPS, ta ich wycieczka mogłaby się tragicznie skończyć - mówi Mariusz Zaród, naczelnik Grupy Podhalańskiej GOPR. Niestety, turyści często nie potrafią posługiwać się GPS-em lub też wykorzystać wszystkich jego funkcji. Warto też sprawdzić stan baterii w urządzeniu, zanim wyjdziemy na wycieczkę. W lutym 48-letni turysta z Chrzanowa zabłądził, wracając z Babiej Góry. Mimo że bardzo dobrze znał trasę, warunki były tak trudne, że mężczyzna zupełnie pomylił kierunki i wszedł w bardzo rudny teren. Gdyby jego ślady zasypało, ratownikom pewnie nie udałoby się do niego dotrzeć i zamarzłby. Miał rakiety i GPS, w którym... przestały działać baterie. Grupa Podhalańska GOPR od 10 lat posługuje się GPS-ami. Od 2000 roku posiada program komputerowy ułatwiający prowadzenie akcji. 5 lat temu w centrali powstało pierwsze w Polsce centrum koordynowania ratownictwa górskiego. Od ubiegłego roku ratownicy mają również sprzęt i oprogramowanie, dzięki któremu kierownik akcji na ekranie komputera widzi wszystko, co się dzieje podczas akcji. Biorące w niej udział ratownicy, psy, pojazdy są bowiem wyposażeni w urządzenia służące do ich lokalizacji. AGN