Wyróżnienia przyznaje działająca przy Wyższym Urzędzie Górniczym Fundacja Bezpieczne Górnictwo im. prof. Wacława Cybulskiego. W tym roku zaczęła nagradzać pracowników kopalń, którzy przyczynili się do uratowania życia swoich kolegów lub swojego zakładu przed zniszczeniami. Dotychczas wyróżniono 14 górników kopalń węgla kamiennego, w środę po raz pierwszy nagrody otrzymali górnicy z zakładów o innym profilu - wydobywających rudy cynku i ołowiu oraz miedź. W październiku ubiegłego roku nagły atak zimy spowodował wiele awarii sieci energetycznej. Zasilania została też pozbawiona kopalnia "Olkusz-Pomorzany". Nie pracowały pompy, usuwające wodę napływającą stale do kopalni z prędkością 250 m sześciennych na minutę. W 35-letniej historii zakładu po raz pierwszy brak prądu unieruchomił system odwadniania. Elektromonter Marian Półkoszek, operator maszyn Sylwester Ozioro i ślusarz Czesław Lubaszka rozpoczęli walkę o uratowanie pomp, ustawiając chroniące je tamy. - Trzeba było zabezpieczyć te komory przed napływem wód. Gdyby silniki elektryczne zostały zalane, to nawet po przywróceniu napięcia nie dałoby się ich uruchomić. Moglibyśmy tylko bezradnie patrzeć, jak zalewa kopalnię, nie byłoby dla niej ratunku - powiedział Marian Półkoszek. Górnicy zamknęli tamy, potem je regulowali i obserwowali zagrożone miejsca. Kiedy napięcie wróciło, stopniowo uruchamiali pompy i wypompowywali wodę, uważając, żeby nie doszło do przeciążenia urządzeń. - Awaria trwała trzy godziny, gdyby jeszcze 20 minut brakowało zasilania, straty byłby bardzo duże - dodał Czesław Lubaszka. Mirosław Bielecki pracuje w kopalni "Rudna" jako operator ładowarki łyżkowej, jednocześnie jest społecznym inspektorem pracy. 16 lipca samodzielnie i zgodnie z przepisami ugasił pożar ładowarki, która zapaliła się podczas pracy. - Maszyna mi się zapaliła na dole, 1000 m pod ziemią. Do kabiny dostawał się dym przez kanał klimatyzacji. Wyjechałem w bezpieczne miejsce i zacząłem gasić, najpierw centralną gaśnicą - nie dała rady, ręczna też nie, w końcu pomogła woda eksploatacyjna, która idzie do przodka. Wziąłem po prostu rurociąg z przodka i tą wodą dogasiłem maszynę - relacjonował. Później okazało się, że rozszczelnił się wąż hydrauliczny, a znajdujący się w nim płyn zaczął pryskać na układ elektryczny. - Pierwszy raz coś takiego mi się przydarzyło i oby ostatni. Nie bałem się, zachowałem zimną krew, zacząłem gasić. Myślę, że jestem solidnym pracownikiem, sumiennym. Chodzę na szkolenia, uważam na nich i jakoś się udało się zgasić ten pożar - powiedział Bielecki. - Zależy nam na tym, żeby promować zachowania pozytywne, które mają wpływ na bezpieczeństwo pracy w kopalniach. Tego typu zachowania mogą mieć bardzo duży wpływ na to, co się dzieje w zakładzie, na dole. Często sekundy i rozwaga ludzi zatrudnionych w przodku decydują o tym, czy dojdzie do jakiegoś niebezpiecznego zdarzenia, czy nie - powiedział prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Litwa. Przypomniał, że ok. 70 proc. wypadków w górnictwie podziemnym jest spowodowanych przez błąd człowieka, choć nakładają się na to także inne okoliczności. - Zawsze to są jakieś przyczyny związane z niewłaściwą organizacją pracy, niewłaściwą technologią, ale wśród tych przyczyn jest czynnik ludzki, który decyduje o tym, że do wypadku dochodzi - powiedział prezes Litwa. Podkreślił, że nagrodzeni górnicy, podejmując właściwe działania, uchronili też swoje zakłady przed ogromnymi stratami finansowymi. Fundacja Bezpieczne Górnictwo im. prof. Wacława Cybulskiego działa na rzecz osiągania przez polskie górnictwo najwyższych światowych standardów w dziedzinie bezpieczeństwa i higieny pracy. Organizuje m.in. konkursy na najlepsze prace dyplomowe, wyróżnia producentów urządzeń i sprzętu ochronnego, pomaga w szkoleniach ratowników i organizacji zawodów ratowniczych, wspiera działania edukacyjne w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy.