Na razie góralki nie muszą się obawiać. Mają nadzieję, że nikt im nie każe ściągać spódnic na ulicy ani płacić za ich noszenie. Problem mają za to hurtownie i sklepy. Prawnicy ścigają je za wykorzystywanie zastrzeżonych wzorów - znanych na Podhalu od dziesięcioleci. Sprzedawczynie nie kryją jednak oburzenia. Niektóre wzory do tej pory zwane "tybetkami" ich babki i prababki ściągały z Azji. - Z Indii... Też się doczepia. Musiał chyba słono zapłacić albo tam jest jakaś mała świadomość, w jakiś sposób przecież powinni sprawdzać, że ktoś sobie coś wymyśla - mówią zirytowane. Bak wymyślił zatem sposób na biznes. A gdyby tak opatentować cały strój góralski? To by dopiero był interes. Zakopiański reporter radia RMF FM postanowił to sprawdzić. Rezultat? W urzędzie patentowym usłyszał od jednego z pracowników, że w zakładce formularze wystarczy znaleźć podanie, zrobić opis wzoru i dołączyć fotografię. I gotowe. Jego optymizm ostudził jednak rzecznik urzędu patentowego. - Nie ma mowy o zarejestrowaniu czegoś takiego jak tradycyjny strój ludowy - powiedział Adam Taukert. Stroje góralskie nie są nowe, były już produkowane, już były w obrocie i są znane od bardzo dawna. W związku z tym nie można sobie rościć prawa do tego, aby taki wyrób zmonopolizować - dodał Taukert. Podobnie jest ze wzorami góralskich spódnic. Zdaniem rzecznika w Polsce będzie bardzo łatwo unieważnić patent z Chicago.