Wojciech S. Wocław (1986) to nowe, dotychczas mało rozpoznawalne nazwisko w najnowszej literaturze polskiej. Młody autor pochodzi ze Śląska, obecnie mieszka w Krakowie. Współpracuje z tutejszymi mediami, prasą literacką, występuje w roli konferansjera oraz moderatora debat i paneli dyskusyjnych. Będąc studentem filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim Wojciech S. Wocław rozwinął predyspozycje pisarskie, łącząc w pierwszych próbach twórczości swoje największe pasje - literaturę i dziennikarstwo. Wyraźnie ukształtowane preferencje literackie ukierunkowały jego talent w stronę konwencji realistycznej. Debiutancka książka Wojciecha S. Wocława - "Pamiętnik [...] wsi" (2008) - to humorystyczna próba odtworzenia atmosfery barwnego życia hermetycznej społeczności wiejskiej, do której należał sam autor. Autopsja to na ogół dominująca perspektywa, z której pisarz obserwuje fragmenty otoczenia, starając się poznać prawa, którymi się rządzi. Dzięki temu fabuły jego utworów oscylują subtelnie na granicy faktów i fikcji, pozwalając odbiorcy na maksymalne zbliżenie do nowych środowisk i poznania ich w stopniu znanym autorowi. W 2010 roku młody prozaik opublikował książkę "Bezdomni", która podobnie jak pierwszy utwór powstawała w oparciu o doświadczenia autora. Opowieść przypomina rozbudowany wywiad lub reportaż i jest rejestracją zapamiętanych rozmów z członkiem tytułowej społeczności. Historia z życia wzięta Głównym bohaterem książki jest nietypowy przedstawiciel marginesu społecznego - krakowski bezdomny pan Szczepan. Nietypowy, ponieważ jego wizerunek odbiega znacznie od wyobrażenia o bezdomnym - brudnym, zaniedbanym, cuchnącym, wiecznie pijanym żebrakiem. Jest świadomy sytuacji, w której się znalazł i ciągle walczy, by ją zmienić. Ponadto jest uczciwy, szlachetny, dobry i życzliwy. Bohaterem podejmującym próbę pomocy jest pan Wojtek (alter ego autora), któremu polecono czynne obserwowanie postępów sprawy pana Szczepana. Historię sytuacji, w której znalazł się pan Szczepan, poznajemy z jego własnej opowieści - szczerej i autentycznej, choć kulawej językowo, dygresyjnej i chaotycznej. Autor podkreśla wahania nastrojów zdesperowanego bohatera, mistrzowsko przekazując subtelne odcienie jego stanów emocjonanych oraz zwracając uwagę czytelnika na mimikę i gesty. Prawie 70-letni pan Szczepan nie jest bezdomny w świetle prawa. Ma oficjalne zameldowanie w Kielcach razem z żoną. Sielankę burzy jeden istotny szczegół: małżeństwo jest od dziesięciu lat w separacji. Na dodatek po wieloletnim stażu pracy bohater zmaga się z problemem uzyskania mizernych świadczeń emerytalnych. Ucieka więc z rodzinnego miasta wybierając życie bez dachu nad głową zamiast egzystowania w malutkim mieszkaniu na utrzymaniu niekochanej żony, która sama ledwo wiąże koniec z końcem. Pan Szczepan znajduje się na krakowskim dworcu i rozpoczyna walkę o przetrwanie. Mężczyzna miesiącami walczy o należne pieniądze bezradnie bijąc głową w mur biurokracji i bawiąc się w głuchy telefon z urzędnikami. Z miesiąca na miesiąc bohater staje się coraz słabszy fizycznie, coraz częściej i na dłużej znika z zasięgu pana Wojtka. Nadzieja na przysługującą emeryturę pryska jak bańka mydlana. "Ja bym po trupie poszedł, żeby wywalczyć. Wie pan, ja nie chce pieniędzy, ja sprawiedliwość bym chciał wywalczyć, dla potomnych.Wie pan, ja już nie chce. Ja wczoraj za dwa złote przeżyłem. Dwa złote!" - wyznaje główny bohater książki "Bezdomni". Koleje losu pana Szczepana ukształtowały jego mocno kontrowersyjne poglądy na aktualne tematy. Bohater jest poza podziałami społecznymi. Jedynym istotnym kryterium człowieczeństwa jest dla niego najmniejszy gest zainteresowania i próba jakiejkolwiek pomocy. To jedyna perspektywa, z której pan Sczepan wartościuje ludzi i świat. Gra perspektyw W opowieści pana Sczepana przeplata się teraźniejszość i przeszłość. Bohater porusza w swoich wspomnieniach wiele wątków autobiograficznych. O dzieciństwie mówi czule, o młodości z pasją, teraźniejszość opisuje z żalem i rezygnacją. Retrospekcyjne przywołanie życia "przed bezdomnością" tworzy wyraźny kontrast przybliżający czytelnikowi powagę obecnej sytuacji bezdomnego. Niemym świadkiem pojedynku pana Szczepana z losem jest Kraków. Ten współczesny i ten sprzed lat, z utęsknieniem wyłaniający się z pamięci bezdomnego: "Nie ma już tego uroku. Stare samochody, koniki". Autor szczegółowo opisuje topografię centrum miasta: okolice Dworca Głównego, uliczki otaczające Rynek Główny, Planty. Czytelnik kroczy śladami bohaterów, przesiaduje z nimi na ławce przy Plantach, podsłuchuje i podgląda ich rozmowę, czuje w powietrzu zapach nitrogliceryny (zażywanej przez pana Szczepana) i dymu papierosów (mentolowych - pana Wojtka i zwykłych - bezdomnego). Każda strona książki "oddycha". Pan Szczepan tęskni nie tylko za starym Krakowem. Razem z miastem zmienili się też ludzie. Kiedyś byli dobrzy, bardziej serdeczni, autentyczni. Teraz powinni się uczyć czułości i wierności od zwierząt. "Byłem chowany w biedzie, ale i w dobroci. Kiedyś to ludzie byli dobrzy" - mówi bohater. Od bezdomnego czuć ciepło, gdy ze strony reszty świata wieje zimnem. Na pytanie pana Wojtka: "Co pana denerwuje najbardziej, panie Szczepanie?" bezdomny odpowiada: "Świat. Ludzie. Paskudni som. Paskudni..." Czytelnik czuje się osobiście zaangażowany w pogłębiające się stopniowo relacje z panem Szczepanem. Nie może po prosu odejść i zostawić go samego podczas nieobecności pana Wojtka. Dlatego tak trudno odłożyć niedoczytaną książkę na półkę... Pokonać bariery Rozwiązanie sprawy pana Szczepana pozostaje poza kompetencją autora, który ucina opowieść bezdomnego umawiając się z nim na kolejne spotkanie. Pisarz oczekuje od czytelnika zaangażowania i współpracy - najpierw przy tworzeniu fikcji, w pożądanej konsekwencji - przy zmienianiu rzeczywistości. Książka nakłania do refleksji i zabrania głosu w sprawie bezdomności, do rewizji argumentów, które w rzeczywistości są zwiędłym listkiem figowym przykrywającym braki w wiedzy społeczeństwa na poruszony temat. Po to właśnie pojawiła się ta książka - by sprawić, że spróbujemy zauważyć realny problem bezdomności, zatrzymać się, zastanowić i coś przewartościować. Każdy bezdomny może okazać się takim szczególnym panem Sczepanem ze wzruszającym bagażem doświadczeń w nieśmiertelnej reklamówce. Tu nie ma miejsca na odpowiedzialność zbiorową - efektowną, ale nieefektywną maskę anonimowości. Pomoc bezdomnym to obowiązek każdej konkretnej osoby, a lektura "Bezdomnych" to dobra okazja na pozbycie się fobii przed nieraz mylącą powierzchownością osób z różnych powodów dotkniętych tym problemem. Anna Kodlyczewska