W zeszłym tygodniu jedna z pracowników Tatrzańskiego Parku Narodowego sprowadziła z samego wierzchołka Giewontu psa, który dotarł tam o własnych siłach, ale długa wędrówka w upale kompletnie go wyczerpała. - Byłam akurat na szczycie, kiedy usłyszałam, jak ktoś prosi drugą osobę o zdjęcie z psem - opowiada Bogusława Chlipała z TPN. - Jak się okazało, psiak leżał zupełnie wycieńczony, niektórzy turyści próbowali go dokarmiać, ale nikt się do niego nie przyznawał. Ktoś tylko widział, jak wcześniej wchodził on na szczyt od strony Małej Łąki. Po odpoczynku psu udało się zejść trudnym szlakiem z Giewontu na Przełęcz Kondracką, poniżej niej całkowicie opadł jednak z sił. - Gdzieś na wysokości Piekiełka położył się na środku szlaku i za nic nie chciał dalej iść - opowiada pani Bogusia. - Wzięłam go więc na ręce, zniosłam do schroniska na Kondratowej. Tam było mu już lepiej - odpoczął i dostał coś do jedzenia. Psem zajęła się inna z pracownic Parku, nie mogła go ona jednak na dłużej zatrzymać, ale udało jej się znaleźć nowy dom dla Giewonta - jak wszyscy jednogłośnie ochrzcili czworonoga. - Akurat szukaliśmy psa, a Giewont od razu nam się spodobał - mówi nowa opiekunka psiaka. - Mam tylko nadzieję, że górskie wędrówki nie weszły mu za bardzo w krew, bo z Kuźnic, gdzie mieszkamy, na szlaki ma bardzo blisko. W TPN obowiązuje, za wyjątkiem dwóch dolin, zakaz wprowadzania psów. Jest on - jak twierdzą pracownicy - dość sporadycznie łamany, natomiast coraz częściej zdarzają się bezpańskie psy wchodzące nawet wysoko w Tatry. - W tym roku były na przykład na Koziej Przełęczy i Zawracie - mówi Bogusława Chlipała. - Dwa dni po Giewoncie na szczycie widziałam kolejnego psa. LK