Przypomnijmy, na pomysł zbiórki wpadł Rafał B., Polak mieszkający wtedy w Anglii. Jak mówił, chciał w ten sposób zaprotestować "przeciwko państwu PiS" i zapewniał, że cała kwota zostanie przekazana na jego rachunek poszkodowanego i dokładnie rozliczona. Zbiórka została uruchomiona w serwisie Pomagam.pl. W sumie zebrano ok. 150 tys. złotych, a w akcji uczestniczyło 8 tysięcy darczyńców. O sprawie zrobiło się jednak jeszcze głośniej, gdy pieniądze nagle zniknęły. Okazało się, że Rafał B. przelał je na konto żony, która rzekomo miała to na nim wymusić. Na jaw wyszło też, że część kwoty zajął komornik, a inna część została przeznaczona na różne opłaty. Prokuratura zdecydowała się jednak na umorzenie śledztwa, ponieważ zgodnie z regulaminem zbiórki, wpłacone pieniądze należały do osoby, która na taki pomysł wpadła. Śledczy uznali zachowanie Rafała B. za naganne, ale nie doszukali się w jego działaniu przestępstwa karnego. Pełnomocnik kierowcy złożył zażalenie na decyzję o umorzeniu i - jak potwierdza na łamach "Gazety Wyborczej" prok. Janusz Hnatko, rzecznik krakowskiej prokuratury - zostało ono uwzględnione. Co oznacza, że będą przeprowadzane dalsze czynności procesowe. W sprawie wypadku - proces cały czas toczy się w Sądzie Okręgowym w Oświęcimiu, ponieważ kierowca seicento nie zgodził się na ugodę. Dowody z monitoringu zostały jednak nieodwracalnie uszkodzone.