- W nocy z 2 na 3 sierpnia około 23.30 podczas festynu na stadionie w Ujanowicach nagle i bez powodu zostałam spryskana po twarzy gazem pieprzowym przez policjanta będącego po cywilu- wspomina Magdalena Rosiek. Dziewczynie było niedobrze, piekły ją oczy i twarz, nie mogła też złapać oddechu. Sprawca uciekł. Poszkodowana pojechała wraz ze swoim chłopakiem, który odmawia w tej sprawie komentarza, do jego rodzinnego domu, by przemyć twarz. Na ulicy przed domem chłopak i jego ojciec zobaczyli sprawcę z kolegą. - Mój chłopak zwrócił sprawcy uwagę na skandaliczne zachowanie - jest przecież policjantem z KMP w Nowym Sączu - mówi Magdalena Rosiek. - W tym czasie pojawił się tam też ojciec mężczyzny, który również jest policjantem, tyle że w Limanowej. Gdy wyszłam z domu, usłyszałam krzyki ojca sprawcy, który twierdził, że jego syn wie, jakie ma prawa, a my nic nie wiemy i nic nam nie wolno. Wróciliśmy na stadion, gdzie był patrol policji. Rodzice mojego chłopaka zapytali ich co mamy zrobić. Funkcjonariusze odpowiedzieli, że ojciec sprawcy jest na wyższym stanowisku i się go... boją. Dziewczyna trafiła do limanowskiego szpitala. Lekarz, który wykonał obdukcję, potwierdził spryskanie twarzy gazem. Poszkodowana złożyła na młodego funkcjonariusza skargę w KMP w Nowym Sączu. Po namowie rodziców jej chłopaka jednak ją wycofała. Dopiero później poznała powód "namowy". - Od ojca sprawcy usłyszeli, że "on może iść na emeryturę, ale będzie ząb za ząb". Groził także ojcu chłopaka, że będzie mu uprzykrzać życie na każdym kroku - mówi poszkodowana. Pomimo wycofania skargi, zostało wszczęte postępowanie o wykroczenie. Wówczas to, jak twierdzi Magda, młody policjant namawiał ją kilkukrotnie do zmiany zeznań: - W rozmowach powtarzał, by zmienić zeznania, że żadnego gazu nie było, sugerował, by zeznać, że to nie był on - mówi Magdalena Rosiek. - Ewentualnie, żebyśmy podczas przesłuchania powiedzieli, że sprawa miała miejsce dwa miesiące temu i nic nie pamiętamy, albo nie chcemy zeznawać. Przekonywał nas, że to nie będzie kłamstwem. Jej chłopak dostawał także sms-y, które to potwierdzają. - Dementuję to. Byłem wtedy na festynie, ale coś takiego nie miało miejsca, uważam, że jestem fałszywie oskarżany - mówi policjant podejrzewany o użycie gazu. - Musiałem zostać pomylony. Magdalena Rosiek niekoniecznie kłamie, myślę, że po prostu pomyliła się, bo mogłem tam być, przebiegać - mówi dodając, że dziewczyny nie namawiał do zmiany zeznań. Podobnego zdania jest jego ojciec. - Powiem nawet brzydko, jest to bzdura. Jest to bzdura wymyślona przez panią Magdalenę - mówi funkcjonariusz limanowskiej policji. - Syn wstawił się na festynie za kolegą i uciekli by nie brać udziału w przepychankach. Mnie tam nie było, ale wiem to od świadków. Natomiast z rodzicami jej chłopaka od lat bardzo dobrze żyję. W trakcie rozmowy chcieliśmy tylko wyjaśnić tę sytuację. Nic więcej. Nadal żyjemy dobrze i rozmawiamy - dodaje. Jak się dowiedzieli dziennikarze postępowanie o wykroczenie trwające dwa miesiące zakończyło się decyzją o skierowaniu do sądu wniosku o ukaranie sprawcy. Szczegółów w tej sprawie rzecznik limanowskiej policji nie podaje. Sądecka policja prowadziła równolegle czynności wyjaśniające, jednak nie dopatrzono się w nich naruszenia dyscypliny służbowej. Policjant nie wykonywał wówczas czynności służbowych, bo nie był na służbie. Odrębne postępowanie toczy się w prokuraturze, gdzie dziewczyna pod koniec września złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów. Po przyjęciu zawiadomienia limanowska prokuratura wyłączyła się jednak z postępowania. Decyzją Prokuratury Okręgowej sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Gorlicach. Bada ją także Komenda Wojewódzka Policji w Krakowie. TOP