- Śmierć jest z naszego codziennego życia wypierana jako stan nieistniejący. Żyjemy bardzo mocno w codzienności, tu i teraz. Memento mori przestało funkcjonować jako drogowskaz - powiedział dyrektor naczelny i artystyczny teatru mieszczącego się w Krakowie-Nowej Hucie, Bartosz Szydłowski. Przyznanie, że śmierć jest, owszem, wszechobecna w mediach, ale jest ona tylko - szczególnie w tzw. filmach klasy B - "naciśnięciem guzika w komputerowym joysticku". - My nie o takiej śmierci chcemy rozmawiać - zastrzegł. Festiwal "Deathroom. Śmierć fest" rozpocznie się we wtorek spektaklem "Moja Molinezja" Pawła Kamzy, który opowiada o umierającej na raka kobiecie. Zgodnie z zapowiedzią, oprócz przedstawień teatralnych widzowie w trakcie festiwalu - który potrwa do 31 stycznia - będą mogli posłuchać muzyki (m.in. koncert Antigama), oglądać filmy ("Istnienie" Marcina Koszałka, "A czego tu się bać" Małgorzaty Szumowskiej), podziwiać specjalnie przygotowaną instalację ("Aromaty życia i śmierci"), brać udział w intrygujących dyskusjach (np. na temat obcowania żywych ze zmarłymi). Jak podkreślił Szydłowski, festiwal ten otwiera nowy etap w działalności zarządzanej przez niego placówki kulturalnej. Teatr Łaźnia Nowa ma się mniej skupiać na spektaklach teatralnych, a bardziej na interdyscyplinarnych, tematycznych festiwalach. Następnym zagadnieniem, którym zajmą się w Nowej Hucie, ma być religijność, a następnie ojcostwo, archetyp ojca.