Jak poinformował rzecznik tarnowskiego sądu sędzia Marek Długosz, wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny. Prawdopodobnie oskarżony odwoła się od niego do sądu drugiej instancji. - Obecnie sędzia sporządza pisemne uzasadnienie wyroku - powiedział sędzia Długosz. Tarnowska prokuratura oskarżyła Włodzimierza S. o to, że podając się za księdza katolickiego i wprowadzając w ten sposób w błąd co do faktycznej tożsamości, oszukał, a następnie doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem mieszkankę Małopolski na kwotę blisko 258 tys. zł. Część z tych pieniędzy pochodziło z oszczędności oszukanej kobiety, ale większość - z kredytów pobranych przez nią na prośbę fałszywego księdza w kilkunastu bankach. Do oszustwa - według ustaleń prokuratury - doszło w ciągu czterech miesięcy - od grudnia 2007 roku do marca 2008 roku. Oszukana kobieta powiadomiła o nim policję, a następnie prokuraturę. Według jej zeznań, fałszywego księdza przyprowadził do niej na obiad prawdziwy ksiądz. Chwalił on Włodzimierza S. i polecał jej opiece, ponieważ "pochodził z biednej rodziny". Pokrzywdzona zeznała w śledztwie, że obu księży gościła na obiedzie jeszcze raz. Po kilku dniach, na prośbę przesłaną sms-em, pożyczyła rzekomemu księdzu 600 zł brakujące do zapłacenia za nadesłaną z Rzymu sutannę. Następnie pomagała mu, wożąc go do kościoła, kupując ubranie i laptopa. Włodzimierz S. poprosił ją jeszcze o pomoc w spłacie długów, obiecując, że zwróci jej należność w ratach. Kobieta wzięła kredyty na ponad 220 tys. zł. W toku śledztwa Włodzimierz S., były kleryk, początkowo przyznał się do winy, chciał dobrowolnie poddać się karze, wynegocjował nawet z prokuratura karę trzech lat pozbawienia wolności i zobowiązał się do naprawienia szkody. Później swoją zgodę na ukaranie go bez procesu wycofał. Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Sąd uznał winę Włodzimierza S. Wyrok nie jest prawomocny.