Cztery lata rozprowadzał tzw. bibułę - podziemną gazetę "Robotnik". Teraz dostał za to dodatek do emerytury - 1,51 zł -pisze "Gazeta Krakowska". W 1976 r. Dybka wyrzucono z pracy w Zakładach Górniczo-Hutniczych "Bolesław" w Bukownie. Przez 17 miesięcy był bezrobotny. Potem, pracując przez wiele lat jako kierowca PKS, zarabiał co najmniej trzy razy mniej niż w kopalni. Teraz ma 948 zł emerytury. Kiedy Instytut Pamięci Narodowej przyznał mu status pokrzywdzonego, wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o należny mu dodatek do emerytury z tytułu świadczenia pracy na rzecz nielegalnych organizacji politycznych lub związków zawodowych. Decyzja o przyznaniu dodatku przyszła w czerwcu br. z chrzanowskiego ZUS. Kwota brutto - 1,51 zł miesięcznie. - Pomyślałem, że to pomyłka. Pojechałem do ZUS. Pani kierownik pokazała mi wszystkie ustawy i wyjaśniła, jak tak te dodatki są naliczane. Nie do końca wierzyłem - podkreśla mężczyzna. Teraz założył sprawę w sądzie pracy o podwyższenie świadczeń. Wyroku w tej sprawie jeszcze nie ogłoszono. ZUS nie ma sobie jednak niczego do zarzucenia. - Okresy działalności w opozycji są uwzględnione w stażu pracy, od którego zależy prawo i wysokość świadczeń rentowo-emerytalnych. Z powyższego tytułu nie przysługuje natomiast dodatek kombatancki, gdyż wymienione okresy nie są działalnością kombatancką ani represją w rozumieniu obowiązującej ustawy - wyjaśnia Łukasz Kosowski, rzecznik ZUS w Chrzanowie. Jak dodaje, Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych uznał okres pracy w opozycji Zygmunta Dybka, ale już nie jego prawo do dodatku kombatanckiego, który wynosi obecnie 163,15 zł. Zygmunt Dybek na wygraną w sądzie pracy nie liczy, bo ma złe doświadczenia. Całe dekady walczył o przywrócenie go do pracy w ZGH. I przegrywał kolejne procesy sądowe. Dopiero po 31 latach bojów z Temidą, pojawiło się światełko w tunelu. Sąd Okręgowy w Katowicach uznał prawo Dybka do starania się w Sądzie Najwyższym o kasację niekorzystnego dla niego wyroku, który stwierdzał, że w latach 70. słusznie wyrzucono go z pracy w ZGH. Dybek ma też wielki żal do rządzących, że całe lata nikt z nich nie interesował się jego ciężkim losem. - Do prezydenta Lecha Wałęsy pisałem. Wspierałem jego kampanię, myślałem, że mi pomoże. Emerytowi w oczach stają łzy, gdy pokazuje kwitki na tysiące, które wpłacił na komitet wyborczy Wałęsy. - Wtedy to były dwie trzecie mojej pensji, lecz dałem- opowiada. Ale nikt do niego nie napisał słowa. Nie podziękował.