Starosta wadowicki Jacek Jończyk jest zaskoczony, gdyż przeprawę dopuścił do użytku Polski Rejestr Statków. - Inspektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej, który pojawił się we wtorek na przeprawie, doszukał się dziesięciu powodów, które trzeba usunąć, by prom mógł kursować - powiedział dziennikarzom Jończyk. Inspektor zwrócił uwagę przede wszystkim na utrudniony dostęp do łodzi ratunkowej, która na stałe cumuje przy burcie promu, niewystarczające zabezpieczenie lin promu, a także na niezabezpieczone wjazdy na przeprawę przy nabrzeżach. Starosta zapewnił, że uchybienia zostaną jak najszybciej usunięte, by prom mógł w najbliższych dniach ponownie kursować. Spytkowicki prom był zacumowany do nabrzeża, gdy w maju ubiegłego roku zaczęła się powódź. Po przejściu fali kulminacyjnej ślad po nim zaginął. Odnaleziono go zagrzebanego w mule, gdy woda opadła. Do wyciągnięcia promu sprowadzono specjalistyczny dźwig. Prom waży 27 ton, lecz w jego wnętrzu nagromadziła się woda z mułem, przez co ciężar wzrósł do 65 ton. Pierwotnie starostwo wadowickie zamierzało kupić nowy prom, ale okazało się, że jest to zbyt kosztowne. Tym bardziej, że uszkodzenia "Drogowca" nie są duże; nie był przełamany, ani też zdewastowany przez złomiarzy. Naprawą uszkodzonego promu zajęła się firma z Ryczowa w gminie Spytkowice, która wygrała przetarg. Koszt remontu wyniósł 190 tysięcy złotych. Większą część sfinansuje powiat wadowicki, między innymi z pieniędzy z MSWiA, które napłynęły na likwidację skutków powodzi. 20 procent dołożą: powiat chrzanowski oraz gminy - Alwernia i Spytkowice. Cztery samorządy będą partycypowały w kosztach bieżącego utrzymania promu. Prom skraca drogę między Spytkowicami w powiecie wadowickim a Alwernią w powiecie chrzanowskim o kilkadziesiąt kilometrów.