I choć nie wiedziała o nim nic ponad to, że mieszka w okolicach Krakowa, straciła dla niego głowę. Licealistka zaufała nieznajomemu tak bardzo, że zgodziła się wykonać sobie kilka nagich zdjęć i przesłała je wirtualnemu kochankowi. Wtedy szybko czar prysnął, bo mężczyzna umieścił jej fotografie na pornograficznym serwisie społecznościowym - informuje Polska Gazeta Krakowska. Dziewczyna w szoku skasowała wszystkie informacje mogące pomóc w ustaleniu wirtualnego kochanka. A informacja o zdjęciach Joasi momentalnie obiegła jej szkołę. - Wiem, o kogo chodzi. Od kilku dni mówi o tym cała szkoła. Takie informacje rozchodzą się w tempie błyskawicy. Dowiedziałam się o sytuacji od koleżanki. Przesłała mi linka - mówi tegoroczna maturzystka z liceum, do którego chodzi Joasia. - To delikatny temat. Dla dobra dziewczyny najlepiej byłoby go nie poruszać - mówi dyrektorka liceum (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). Joasia (jej imię także zmieniliśmy) to kolejna ofiara fali cyberprzemocy, która szaleje po polskich szkołach. Do serwisu Helpline.org.pl tylko w lutym zgłosiło się 78 ofiar cyberprzemocy. Na jesieni ubiegłego roku było to ok. 50 przypadków miesięcznie. - Po części to efekt naszej akcji "Stop cyberprzemocy" nagłaśniającej problem - tłumaczy Łukasz Wojtasik z Fundacji "Dzieci Niczyje". - Po części jednak to objaw tego, że dzieje się coraz gorzej. Znalezienie osoby, która była ofiarą przemocy, to kwestia kilku minut. Kompromitujące filmiki z uczniami, uczennicami, a nawet nauczycielami polskich szkół można znaleźć bez problemu zarówno na YouTube, jak i na Wrzucie. - Obserwujemy wyraźny wzrost zgłoszeń takich przestępstw - potwierdza Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji. - Ale i tak do nas dociera ledwie kropla w morzu tego, co się dzieje. Dzieciaki i rodzice wstydzą się, a często nawet nie wiedzą, że padli ofiarą przestępstwa - dodaje. Policja jednak nie potrafi określić skali problemu. - Nie prowadzimy takich statystyk, bo cyberprzestępczość to zbiór wielu różnych przestępstw - tłumaczy Urbański. Jedyne do tej pory badania na temat cyberprzemocy wśród polskich uczniów przeprowadziła w styczniu ub.r. na zlecenie Fundacji "Dzieci Niczyje" firma Gemius. Ankiety wypełniło 3 tys. dzieci. Z cyberprzemocą zetknęła się połowa. 47 proc. doświadczyło wulgarnych wyzwisk w sieci, 16 proc. było szantażowanych. Aż 57 proc. przynajmniej raz stało się bohaterami filmów nagranych wbrew ich woli. Kto stoi za wirtualną przemocą? W 87 proc. przypadków koledzy ze szkoły. Tłumaczą, że to miał być żart. Dla ofiar to często życiowy dramat. Bywa, że taki incydent skutkuje zerwaniem więzi z kolegami, wielotygodniowymi wagarami, poczuciem wyobcowania i głębokim smutkiem, czasem nawet próbami samobójczymi. W ostatnim roku niemal co miesiąc wybuchała głośna sprawa związana z cyberprzemocą. Daniel K., mieszkaniec Włodawy, nagrał kamerą w komórce swoją 14-letnią koleżankę podczas uprawiania seksu. Gimnazjaliści z Solca Kujawskiego najpierw sprowokowali, potem nagrali nauczyciela chemii popychającego rozrabiającego podczas lekcji chłopaka. I najgłośniejsza sprawa, z października 2006. Samobójstwo 14-letniej Ani z Gdańska po tym, jak podczas lekcji języka polskiego koledzy z klasy nagrali, jak symulują uprawianie z nią seksu. Pięciu nastolatków czeka na wyrok sądu. Grozi im do dwóch lat poprawczaka.