Zdaniem prokuratury, było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i z przyczyn zasługujących na szczególne potępienie, dlatego sprawca powinien zostać ukarany najwyższym wymiarem kary. 16-letnia uczennica liceum zaginęła na początku kwietnia 2006 roku. Po wyjściu ze szkoły nie wróciła do domu. O jej zaginięciu i poszukiwaniach informowały ulotki rozlepione w całym Krakowie i komunikaty w mediach. Początkowo przypuszczano, że została porwana dla okupu, ponieważ pochodziła z majętnej rodziny. W poszukiwaniach uczestniczył jej chłopak Marek K., który dzwonił do rodziców ofiary i dopytywał się o wyniki poszukiwań. Pod koniec kwietnia ciało zaginionej nastolatki odnaleziono w zbiorniku wodnym w okolicy Niepołomic. Były na nim rany od 36 ciosów nożem. Marka K. zatrzymano następnego dnia. Po kilku dniach przyznał się do zabójstwa. Wyjaśnił, iż dziewczyna zginęła w domu jego znajomej, do którego miał klucze. Przyczyną - według niego - miał być pozytywny wynik testu ciążowego. Jak podawał, dziewczyna zachowała się wtedy irracjonalnie, odepchnęła go i upadając, wbiła sobie ostrze noża w gardło. Marek K. tłumaczył, że zadał pozostałe ciosy, ponieważ "chciał jej pomóc" i "obawiał się, że nikt mu nie uwierzy". Zdaniem prokuratury, zabójstwo było zaplanowane, a zabójca chciał ukryć fakt ciąży ofiary, ponieważ planował związać się z inną dziewczyną. Dziewczyna ta jest również współoskarżoną w tej sprawie, ponieważ do zabójstwa doszło w domu jej rodziców. Prokuratura zarzuciła jej utrudnianie postępowania karnego, ponieważ nie zawiadomiła organów ścigania, i zażądała w środę dla niej kary 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i grzywny. O tym, że zbrodnia została zaplanowana, a nie popełniona w afekcie, świadczy również, zdaniem prokuratury, m.in. fakt, że oskarżony wcześniej odebrał ofierze telefon komórkowy i wyjął z niego baterię, by nie można było go namierzyć. Zaparkował także samochód bagażowy w taki sposób, by móc niepostrzeżenie załadować do niego ciało ofiary, a potem wrzucił obciążone zwłoki do zbiornika, o którym wiedział, że ma zostać zasypany. Wszystko - jak podkreślił pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego - trwało 40 minut. - Przyznaję się, że Marta zginęła z mojej ręki, ale nie przyznaję się, że to wszystko zaplanowałem. To wszystko jest zbyt bolesne, abym o tym mówił - powiedział przed sądem na początku procesu Marek K. i skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. W toku procesu on i jego obrońca kilkakrotnie wnosili o ponowne badania psychiatryczno-sądowe, powołując się na przebyte w dzieciństwie zapalenie opon mózgowych. Biegli nie stwierdzili jednak zmian patologicznych w jego mózgu i uznali, że w momencie zbrodni był poczytalny. - Motyw zabójstwa zakorzeniony jest mocno w egoizmie oskarżonego, w całkowitym braku odpowiedzialności - mówiła w środę w wystąpieniu końcowym przed sądem oskarżycielka publiczna prok. Magdalena Kuzar-Kot. Jak dodała, oskarżony "perfidnie wykorzystał zaufanie młodziutkiej dziewczyny, a kiedy potwierdziło się, że jest ona w niechcianej przez niego ciąży, doszedł do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie jej zabicie. To budzi szczególną odrazę - mówiła prokurator. - Nie przeklinam oskarżonego, nie złorzeczę mu, ale w moim przekonaniu oskarżony popełnił podwójne morderstwo. W bestialski sposób zabił mi córkę i nienarodzonego wnuka. Będąc na każdej rozprawie nie znalazłem żadnych okoliczności łagodzących wobec oskarżonego i dlatego uważam, że zabójca powinien spędzić resztę życia za kratami, bo jest osobą z gruntu niebezpieczną - mówił w swoim wystąpieniu oskarżyciel posiłkowy - ojciec ofiary. Sąd wysłucha mowy obrońcy i ostatniego słowa oskarżonego w przyszłym tygodniu.