Ponad 300 zatrudnionych w Ponarze nie ukrywa swojego zdenerwowania brakiem całych wypłat i zaniepokojenia o przyszłość firmy. - Do tej pory był realizowany plan oszczędności, ale o wszystkim wiedzieliśmy. A tu nagle na konto przelali tylko 500 zł. Nikt wcześniej nie uprzedzał, że będą takie cięcia. Co się dzieje? - pyta pan Witold, pracujący w Ponarze od ponad 8 lat. Wiadomo, że w ostatnich miesiącach w Ponarze miały miejsce różne niepokojące wydarzenia. Przede wszystkim - krakowska Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo w sprawie tajemniczej transakcji Ponaru sprzed półtora roku, dokonanej jeszcze przez poprzedniego prezesa. Za wiele milionów dolarów Ponar kupił wtedy spółkę hydrauliczną z Atlanty. Problem w tym, że zdaniem obecnego prezesa ta transakcja naraziła Ponar na straty. Prawdopodobnie ostatnio też Ponar boryka się ze spadkiem zamówień. "Prawdopodobnie", ponieważ trudno to potwierdzić w zarządzie firmy. Utrudniony kontakt z władzami spółki mają nawet związkowcy, którzy dotychczas byli na bieżąco informowani o różnych zamierzeniach kierownictwa. Wczoraj pracownicy, po tygodniowym postoju, wrócili do pracy. Próbowali dowiedzieć się czegoś więcej na temat obecnych problemów zakładu i powodów wstrzymania przelewów pensji. W Wadowicach nie było jednak żadnego z członków zarządu. Spotkanie ma odbyć się dzisiaj. - Mamy nadzieję, że to spotkanie dojdzie do skutku i dowiemy się, co się dzieje i na czym stoimy, bo przecież nie może być tak, że ludzie pracują za darmo. Najgorsze jest to, że władze firmy nie uprzedziły, że są problemy i nie będzie pełnych wypłat - mówił po południu Jan Smolec, przewodniczący NSZZ "Solidarność" w Ponarze. Związkowcom udało się wczoraj ustalić, że pensje zostaną wypłacone w całości w tym tygodniu. W firmie pracuje w tej chwili około 400 osób. W pierwszym kwartale w ramach zwolnień grupowych z zakładu odeszło około 60 pracowników. GM