Książka Witalija Dobrusina, który wiele lat swego życia poświęcił walce o wolność słowa i niezależność prasy, przypomina swego rodzaju kolaż. Mają w nim swoje miejsce zarówno bohaterowie z pierwszych stron gazet - politycy, aktorzy, dziennikarze, sportowcy, jak i ci z drugiego szeregu (zresztą jedni i drudzy zamieniają się często miejscami), a także niemal bezimienne postacie, które pozostałyby całkowicie anonimowe, gdyby nie autor tej niezwykłej książki. Obok słynnych (jak zakazani klasycy wielkiej literatury rosyjskiej) i zupełnie nieznanych (jak przyjaciel autora młodziutki malarz Siergiej Kosaczenko, który poległ na wojnie w Afganistanie) ofiar systemu mamy też na kartach książki Skradzione gwiazdy. Rosja jakiej nie znacie pławiącą się w luksusach elitę, kremlowskich notabli, i mafijnych bossów, i uwikłanych w prozę życia zwykłych zjadaczy chleba, i bezkompromisowych, uczciwych do szpiku kości, nieprzejednanych bojowników o sprawiedliwość i ludzką godność, i ginących w niewyjaśnionych okolicznościach dziennikarzy. Mamy blichtr i szyte grubymi nićmi intrygi. Szyte w sam raz na miarę tych, którzy je knują. Mamy też nieograniczoną pomysłowość i codzienne zmagania z życiem tych, którym daleko do szczytów władzy, biznesu i polityki, ale którzy w swych wysiłkach wdrapują się na takie szczyty, jakie się politykom i biznesmenom nawet nie śniły, i którzy widzieli już "takie dno, przy którym wszystkie gwiazdy bledną". Mamy wreszcie narastającą z każdą poznaną historią, każdą przeczytaną stronicą, pewność, że w Rosji nigdy nic nie jest ani pewne, ani do końca poznane, ani możliwe do przewidzenia. Rosja jest nieprzewidywalna, nieodgadniona, i nieobliczalna, czym raz się chełpi, i czego innym razem się wstydzi. Cała utkana ze sprzeczności... Zagadkowa i dziwna... O niezaprzeczalnym uroku tej książki stanowi subtelny, wyrafinowany humor. Ileż warte jest choćby wspomnienie autora o konsekwencjach realizacji zupełnie zdawałoby się nieszkodliwego świątecznego materiału do popularnego programu telewizyjnego: "Osobny temat stanowiła religia. W telewizji państwowej w ogóle nie wolno było o niej mówić. Za to, że pokazałem ciasto wielkanocne w programie "Studio-1", wzywano mnie do Komitetu Rejonowego KPZR i nawet zamierzano usunąć z partii. Na szczęście byłem bezpartyjny". Jest w tej ironii coś z Ilfa i Pietrowa, coś z satyry Zoszczenki, coś z uroczych felietonów Własa Doroszewicza. Witalij Dobrusin pokazuje absurd, który staje się rzeczywistością. 25 stycznia 2008r. (piątek), godz. 17. Klub Pod Jaszczurami, Kraków, Rynek Główny 8.