Jeden z nich w trakcie lotu został zawrócony, bo poszkodowanym pomogli lekarze na miejscu, ale to świadczy o tym, że ratownicy w śmigłowcach nie wahają się startować na pomoc. Po ubiegłorocznym śmiertelnym wypadku z chłopcem, przygniecionym na koloniach bramką na boisku w Szczawniku koło Muszyny, rozgorzała ogólnopolska dyskusja o skuteczności pomocy lotniczej. Do Szczawnika wówczas helikoptera nie wezwano. Niektórzy uważali, że to błąd. Pogotowie i krynicki szpital dowodzili, że i tak by to chłopcu nie pomogło. Wówczas kierownictwo Lotniczego Pogotowia Ratunkowego deklarowało gotowość lotów na każde wezwanie, akcentując, że to szybciej i taniej niż karetką oraz że ma na takie loty pieniądze. Praktyka ostatniego roku zdaje się poświadczać prawdziwość deklaracji i skuteczność użycia helikopterów LPR. Z usług lotników bardzo często korzysta limanowski szpital. W kilka tygodni po tragedii w Szczawie wezwał on śmigłowiec na pole do ciężko rannego mężczyzny. W ostatnią niedzielę nie wahał się prosić o dwa śmigłowce, chcąc ratować ofiary wypadku drogowego znajdujące się w bardzo poważnym stanie. Ponieważ oczekiwanie na samolot nie oznacza dla ratowników na miejscu bezczynności, udało im się na tyle podratować jedną z ofiar, że jedna z dwóch maszyn została zawrócona w powietrzu. - Limanowski szpital już od dwóch lat intensywnie wykorzystuje Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Jest to u nas standardem - mówi Dariusz Socha, dyrektor szpitala powiatowego w Limanowej. - Staramy się wzywać takie pogotowie z kilku przyczyn: transport ten jest szybszy i bezpieczniejszy dla pacjenta z urazami. Nie bez znaczenia jest również fakt, że jeśli na transport do szpitala specjalistycznego wyślemy karetkę o standardzie "R", to duża część powiatu na dłuższy okres pozostaje bez zabezpieczenia medycznego tego typu. Kolejną jest to, że koszt przewozu karetką do szpitali specjalistycznych jest wyższy niż wezwanie śmigłowca. Jak się okazuje, szpitale nie ponoszą żadnych kosztów za wezwanie śmigłowca do wypadku. Ponoszą je jedynie przy transportach pacjentów tzw. międzyszpitalnych jak np. ostatnio dziewczynki z amputowaną ręką z Zakopanego do Krakowa. Szpital za taką usługę płaci LPR jedynie za koszt paliwa zużytego i to tylko na trasie lotu między jednym a drugim szpitalem. - Każdy dyspozytor jeśli jest poważny wypadek, czy np. upadek z wysokości, powinien wysłać na miejsce karetkę i śmigłowiec - przyznaje Justyna Wojteczek, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Niestety, nie zawsze się tak dzieje. Na pytanie, dlaczego? odpowiedzieć mogą dyspozytorzy, bo my robimy dla nich szkolenia, informujemy, apelujemy, ale odnosi to różny skutek. Obecnie dramatycznym dla nas rejonem jest Opole, z którego mamy bardzo mało wezwań. Rejon powiatu limanowskiego i nowosądeckiego obsługują śmigłowce z Krakowa, Sanoka, Kielc. W niedzielę natomiast do Limanowej przyleciał helikopter z Gliwic. - Tam, gdzie chodzi o życie ludzkie, nie można się wahać, by korzystać z pomocy śmigłowca - mówi nowy dyrektor Powiatowego Szpitala w Krynicy-Zdroju, Alicja Jarosińska. - Mieliśmy właśnie spotkanie z przedstawicielami Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Przedstawiali nam swoje procedury, ustalaliśmy możliwość współpracy. U nas na przeszkodzie jest znalezienie odpowiedniego miejsca przy szpitalu. Rozmawialiśmy o tym z władzami powiatu. Najbliżej dostępne jest na Krzyżówce. Tam trzeba chorego dowieźć. Lądowisko nad szpitalem praktycznie jest nie do użytku przez całą dobę z powodu braku oświetlenia. Za korzystaniem ze śmigłowca przemawiają stosunkowo niskie koszty i szybszy średnio o pół godziny transport. Dyrektorka Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego, doktor Danuta Cabak-Fiut wylicza kilka ostatnich przypadków, w których zwracała się o pomoc do lotniczej służby ratowniczej. - Przydałyby się takie śmigłowce, które mogą nieść pomoc w każdych warunkach pogodowych, bo niestety u nas, w terenie górzystym, jest to niezmiernie ważne. Rzecznik LPR, Justyna Wojteczek: - W ostatnich latach obserwujemy wzrost wezwań śmigłowcowej służby ratownictwa medycznego do nagłych zdarzeń (zarówno wypadków, jak i nagłych zachorowań). Kilka lat temu proporcja lotów transportu medycznego, między szpitalami a lotami ratunkowymi do zdarzeń kształtowała się na poziomie 50 proc. do 50 proc. Obecnie około 70 proc. lotów realizowanych przez śmigłowce, to loty do zdarzeń. Dla przykładu, w 2007 roku zespoły śmigłowcowej służby ratownictwa medycznego wykonały około 4,2 tys. lotów do zdarzeń, wypadków i nagłych zachorowań, w 2008 roku - ponad 4,5 tys. Do 30 czerwca br. tego typu lotów było ponad 2,1 tys., a należy wziąć pod uwagę, że w sezonie wakacyjnym - niestety - zdarza się więcej wypadków. Rocznie śmigłowce wykonują ponad 6 tys. misji. Kuba Toporkiewicz, Wojciech Chmura