Rząd chce, by Izraelczycy pracowali razem z polskimi ochroniarzami i by nie mogli nosić broni - ujawnia "Gazeta Krakowska". Deklaracja w pierwszej sprawie jest już podpisana. Dokument w sprawie przyjazdów edukacyjnych młodzieży izraelskiej sygnowali ministrowie spraw zagranicznych obu krajów. Czytamy tam m.in., że każdej grupie będzie towarzyszyć pracownik polskiej agencji ochrony. Miałby on pomagać w razie problemów m.in. w kontakcie z miejscową policją. Znalazł się tam też punkt o pouczeniu Izraelczyków, aby unikali niepotrzebnych konfrontacji z osobami nie należącymi do grup, którym funkcjonariusze ci towarzyszą. Deklaracja nie ma charakteru umowy międzynarodowej, ale stanowi pewien znak dobrej woli obu stron - tłumaczy Maciej Kozłowski, wicedyrektor Departamentu Afryki i Bliskiego Wschodu MSZ. Sprawa jest delikatna, bo grupy izraelskie od czasu zamachów w Monachium w 1972 roku, jeżdżą za granicę z własną ochroną. - Są do tego bardzo przywiązani. Negocjacje są trudne - przyznaje Kozłowski. Tym bardziej, że ochroniarze mogą nosić broń - mają status ochroniarzy ambasady Izraela i jako tacy przekraczają granicę na paszport podobny do dyplomatycznego. To dlatego m.in. głośna sprawa pobicia Włocha mieszkającego w Krakowie została przekazana przez krakowską prokuraturę stronie izraelskiej. Polskiej stronie zależy, by uregulować status ochroniarzy całościowo, żeby nie załatwiali paszportów za każdym razem i przede wszystkim, by nie mieli prawa nosić broni. Rozmowy w tej sprawie dopiero się rozpoczęły. - Chcielibyśmy to załatwić jak najszybciej - przyznaje Wiesław Tarka, wiceminister spraw wewnętrznych. Tymczasem sprawa wywołała dyskusję w Izraelu. Obok ludzi kurczowo przywiązanych do uzbrojonej po zęby ochrony są i tacy, którzy zdają sobie sprawę, że organizacja wycieczek musi ulec zmianie. W tym tonie wypowiadała się m.in. Lili Haber, prezes Związku Krakowian w Izraelu. Szef krakowskiej gminy żydowskiej mówi o potrzebie przerwania swoistej histerii przyjeżdżających tu ludzi. - Niektórzy nie rozumieją, że żyjemy w bezpiecznym mieście. Nie spotykają się z Polakami, z ludźmi z gminy żydowskiej. W domu słyszą, że Polska to kraj antysemicki - mówi Tadeusz Jakubowicz. - Tak czy inaczej, w przypadku zagrożenia terrorystycznego ochroniarze znający miasto i język lepiej będą w stanie zabezpieczyć wycieczki -dodaje Maciej Kozłowski Prezydent miasta na wniosek radnych z komisji praworządności zwrócił się o potwierdzenie, na jakiej podstawie prawnej izraelscy ochroniarze działają w Polsce. Na razie jednak podstawa jest taka, że w razie przekroczenia uprawnień, policja i prokuratura niewiele mogą im zrobić poza przesłaniem sprawy do Izraela. - Na pewno zadbamy o to, by ciągle nagłaśniać problem - zapewnia Marcin Helbin, rzecznik prezydenta miasta.