Tymczasem w Łodzi saturatory właśnie wracają na ulice. I w Zakopanem są tacy, którzy zastanawiają się czy pomysł Wałów Jagiellońskich nie będzie przepisem na sukces - donosi "Gazeta Krakowska". Za czasów PRL-u latem był to nieodłączny element socjalistycznego krajobrazu. Za symboliczną opłatę podawano spoconym przechodniom oziębienie, czyli wodę sodową z sokiem lub bez. Napoje serwowano z popularnych wtedy musztardówek, ledwie opłukanych po każdym kliencie. Dziś pomysł łodzian wzbudził ogromne emocje wśród przedsiębiorczych górali. - Kiedyś miałam saturator na Krupówkach - wspomina pani Wanda. - Metalowy wózek ze szklaną banią, sprzedawało się sodową z sokiem. Dlaczego zrezygnowałam? Sanepid nie dawał już zezwoleń i trzeba było zwinąć interes. Woda smakowała wyśmienicie i zbyt miałam zapewniony. Ale wtedy nie było przecież w sklepach soków owocowych czy choćby wody mineralnej. A teraz: do wyboru do koloru. Zakopiańczycy którzy pamiętają czasy PRL-u i działających saturatorów wspomnienia mają różne. - Plujka - śmieje się pan Andrzej. - Za moich czasów piło się ją z musztardówek, sprzedawca przy saturatorze po prostu płukał szklankę i dawał ją następnej osobie. Z higieną to było na bakier. Inni mówili na tę wodę gruźliczanka. Z tego, co pamiętam, była pobierana bezpośrednio z wodociągu. Jednak nowe saturatory mają być nowoczesne, chłodzić wodę, no i oczywiście kubeczki będą jednorazowego użytku, a smaki soków - cztery do wyboru. - Od kilkunastu lat nie zgłosił się do nas żaden chętny z saturatorem - mówi Adam Radko, powiatowy inspektor sanitarny w Zakopanem. - Nie widzę raczej szans powrotu tego urządzenia. Uważam, że soki i napoje w sklepach raz na zawsze zakończyły epokę sodowej. Choć nie wykluczamy niczego. Jeśli miałby przebadaną wodę, jednorazowe kubki i sam książeczkę zdrowia - prawdopodobnie dostałby zezwolenie.