Właśnie w jego sprawie Ministerstwo Spraw Zagranicznych znalazło salomonowe rozwiązanie. Jakie? Polacy mają zapłacić nie za proporzec, ale za jego... przechowywanie - informuje w swoim dzisiejszym wydaniu "Dziennik Polski". Kilka miesięcy temu jeden z sympatyków Związku Legionistów Polskich zawiadomił komendanta naczelnego, Krystiana Waksmundzkiego, że na aukcji internetowej znalazł się uznawany dotąd za zaginiony sztandar. Krakowskie Muzeum Czynu Niepodległościowego próbowało dojść do porozumienia z właścicielem. Bezskutecznie. Chorągiew miała zostać zlicytowana 29 maja w Maschen niedaleko Hamburga, na aukcji "Rosyjskie i międzynarodowe ordery i militaria", w domu aukcyjnym Winkler. Jej cena wywoławcza wynosiła 5 tys. euro. Do dzieła ruszyło Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Po kilku miesiącach negocjacji doszło do porozumienia z niemieckim właścicielem. Jak wynika z nieoficjalnych informacji dziennikarzy, Związek Legionistów Polskich ma zapłacić 12,5 tys. euro. Mowa jednak nie o wykupieniu dzieła, bowiem MSZ oficjalnie zgadza się ze stanowiskiem związku, że dzieło jest zagrabione, ale o zapłaceniu za "przechowanie" dzieła przez Niemca, w którego rękach obecnie sztandar się znajduje. - Dla nas to skandal. Wciąż uważamy, że sztandar został zagrabiony w czasie działań wojennych. Poza tym nie ukrywam, że nie dysponujemy takimi sumami - tłumaczy Krystian Waksmundzki. Pieniądze miały zostać zebrane do wczoraj. Z tego, co udało się ustalić, na razie ich brak