- Tak mogło się stać już w marcu - wtedy jednak decyzję o przywróceniu płyty do użytku oprotestowała prokuratura i odesłała decyzję do ponownego rozpatrzenia. Jeśli inspektor uzna, że płyta nie może być użytkowana, sprawa będzie się ciągnąć kolejne miesiące. Małopolscy politycy mają tego dość. Parlamentarzyści chcą się zwrócić do stosownych ministerstw, by zakończyć impas w tej sprawie. Senator Janusz Sepioł (PO) i poseł Andrzej Adamczyk (PiS) zapowiadają interpelację w sprawie płotu do ministrów sprawiedliwości i infrastruktury. Ich zdaniem jest niedopuszczalne, by ludzie nie mogli chodzić po płycie, która jest zupełnie bezpieczna (co stwierdził inspektorat budowlany). - Od dwóch lat wizerunek miasta na tym cierpi - mówi senator PO. Obwinia prokuraturę, która dwa miesiące temu swoją decyzją wstrzymała rozebranie płotu (zezwolił na to Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego). - Biegli stwierdzili, że płyta wytrzyma ruch pieszych. Można by warunkowo przywrócić tam ruch, tym bardziej, że śledztwo w sprawie Rynku ciągnie się już od dwóch lat - przyznaje. Zapowiada zwrócenie się z interpelacją do ministra sprawiedliwości. - Chcę, by rozważył warunkowe zdjęcie płotu - podkreśla Sepioł. Andrzej Adamczyk (PiS) chce dodatkowo uderzyć do ministra infrastruktury. - Niech inspektorat budowlany i prokuratura ustalą wreszcie między sobą, czy śledztwo dotyczy nawierzchni Rynku, czy tylko podziemi. - To by ułatwiło decyzję o zdjęciu płotów, a śledztwo mogłoby się toczyć dalej - wyrokuje poseł PiS. Krakowscy radni chórem twierdzą, że każdy pomysł, który przyśpieszy likwidację płotu wart jest poparcia. - Kłopot w tym, że nikt za bardzo nie chce się wypowiadać publicznie w tej sprawie - ocenia Bogusław Kośmider, radny PO. - Ciągle trwa odbijanie piłeczki, a to w kierunku prokuratury, a to w kierunku nadzoru budowlanego, a to w stronę jednostek miejskich odpowiedzialnych za remont płyty Rynku. Kto ustąpi przyzna się do winy - dodaje. Kiedy skończy się śledztwo? - We właściwym czasie - informuje rzecznik krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Na zarzuty o przewlekłości postępowania, które skutkuje obecnością płotu odpowiada, że decyzja o jego zdejmowaniu nie leży w gestii prokuratury. Inwestycja, która zaczęła się w 2005 roku, szybko nabrała politycznego kontekstu. Archeolodzy szukali pod ziemią pozostałości średniowiecznych Kramów Bogatych. Miejska spółka zajęła się zabezpieczaniem wykopalisk, ale wkrótce okazało się, że wykopała wielokrotnie większą dziurę niż to było potrzebne. Miasto huczało od plotek, że stało się tak, bo potężna biznesowa rodzina z Krakowa chce sobie w podziemiach wybudować galerię handlową. Inspektorzy nadzoru budowlanego stwierdzili samowolę i zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. To właśnie w momencie, gdy na scenę wkroczyła prokuratura, płytę "ozdobił" płot. Jednocześnie, do podziemi schodzili kolejni politycy (m. in. Andrzej Mucha, wicewojewoda z ramienia PiS), którzy przy błysku fleszów zapewniali, że zbadają aferalną inwestycję. Nic dziwnego - kampania samorządowa trwała w najlepsze, a sprawa Rynku była wyśmienitą okazją do zdyskredytowania prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, który ubiegał się o drugą kadencję.