Czy Asia musiała umrzeć? Dlaczego nie zdołano rozpoznać ciężkiego zakażenia organizmu - pyta "Dziennik Polski". - Najpierw zawiozłem ją do szpitala im. Józefa Dietla, ale tam nie rozpoznano, że to sepsa - mówi zrozpaczony Zbigniew Popławski. "Gdyby od razu otrzymała pomoc, może zostałaby uratowana". Zbigniew Popławski, restaurator z Zębu k. Zakopanego, w piątek wieczór spotkał się w Krakowie ze swoją córką i jej koleżanką, Asią, studentką Uniwersytetu Warszawskiego. Asia od rana czuła się źle, miała typowe objawy grypy. - W piątek wieczorem byliśmy w lokalu przy ul Grodzkiej. Przed godz. 19 osunęła się na krzesło. Natychmiast zawiozłem ją do szpitala im. J. Dietla na ul. Skarbowej, bo tam było najbliżej. Ale na Izbie Przyjęć nikt się nią nie zajął, dopiero po interwencji córki ok. 19.30 wyszła do nas pielęgniarka i oznajmiła, że Asia będzie miała robione badania. Pan Popławski wraz z córką wrócił do szpitala po ok. dwóch godzinach. "Z Asią było bardzo źle, na skórze miała już wybroczyny, typowe dla sepsy. Ale usłyszeliśmy, że to wyrostek robaczkowy i że zostanie przewieziona na chirurgię do Szpitala Wojskowego" - relacjonuje rozmówca gazety. Tak też się stało. Jednak lekarz w Szpitalu Wojskowym nie zdiagnozował wyrostka ani żadnej innej dolegliwości, która wymagałaby interwencji chirurga. Dziewczynę z powrotem przewieziono do szpitala przy ul. Dietla, skąd dopiero przed godz. 24 została przetransportowana na Oddział Klinik Gastroenterologii i Hepatologii oraz Chorób Zakaźnych Szpitala Uniwersyteckiego. - Pacjentkę przywieziono w bardzo złym stanie. Już po 15 minutach lekarze rozpoczęli reanimację. Niestety, ok. 1 w nocy kobieta zmarła - mówi Anna Niedźwiedzka, rzeczniczka szpitala. Zbigniew Popławski powiadomił redakcję "DP" o całym zdarzeniu, nie dlatego - jak zaznacza - by szukano winnych. -- Sepsa atakuje coraz częściej. Uważam, że lekarze i pielęgniarki wszystkich oddziałów szpitalnych powinni zostać przeszkoleni, by w porę odróżnić wyrostek od wybroczyn, typowych dla tej choroby - podkreśla. Z Andrzejem Kosiniakiem-Kamyszem, dyrektorem szpitala im. Józefa Dietla, nie udało się "Dziennikowi Polskiemu" wczoraj wieczorem skontaktować.