Zdarza się, że pasażer płaci za podmiejską w... centrum miasta - czytamy w Gazecie Krakowskiej. Podobny przypadek zdarzył się Iwonie Fitko, która chciała z Galerii Krakowskiej dojechać na ul. Wrocławską. - Taksówkarz pod galerią zażyczył sobie 20 zł. Zdębiałam. Zawsze było 8-9 zł - opowiada. Jak to możliwe? Od początku stycznia nie obowiązują strefy, które kiedyś urzędowo zatwierdzała rada miasta. Dlatego kierowcy mogą bezkarnie zdzierać z klientów. Wystarczy, że włączą pod Dworcem strefę III (podmiejską, ok. 4,60 zł za kilometr) zamiast I (ok. 2,30 zł/km). Większość taksówkarzy przyznaje, że takie praktyki zniechęcają klientów. Korporacje ustaliły więc stałe strefy, których ich kierowcy muszą przestrzegać. - Każdy z nas ma mapkę przy sobie - mówi Marek Sikora, prezes Radio Taxi 9191. - Klient może ją zobaczyć i dopytać, od którego momentu płaci więcej. Ponadto gdy przekraczamy strefę, musimy mu o tym powiedzieć - dodaje. Wiesław Szanduła, kierownik w magistrackim Wydziale Ewidencji Pojazdów i Kierowców potwierdza, że prawo tego wymaga. - I to przed startem - zastrzega. Przyznaje też, że zdarzyło mu się negocjować niższą cenę pod Krakowem.Kierowca może bowiem włączyć strefę podmiejską trochę dalej. Ustalone przez korporacje granice są minimum - w I strefie nie można włączyć II, ale odwrotnie - tak. A jak walczyć z nieuczciwymi kierowcami? - Najlepiej korzystać z korporacji mających stałe mapki - uśmiecha się Andrzej Bobusia, prezes Radio Taxi Barbakan. Czy wobec tego strefy należy ustanawiać urzędowo? - Nie, bo sztywne strefy powodowały, że taksówkarzom nie opłacało się jeździć do Tyńca czy Ruszczy - mówi Bobusia. -Teraz mieszkańcy tych osiedli peryferyjnych mogą liczyć na transport, choć płacą więcej - dodaje.