Z drogi krajowej 79 trzeba skręcić w ulicę Dymarek i przejechać kilkaset metrów prosto, aż do skrzyżowania z ulica Jeżynową. Po prawej stronie pomiędzy zaroślami i krzewami widać zardzewiałe rury, a tuż za nimi biegnącą w głąb leśną ścieżkę. Na jednym z drzew przybito żółtą tabliczkę: wstęp wzbroniony. - Latem 2018 r., kiedy przyjechałem tutaj pierwszy raz, nie było żadnych tabliczek. Na teren osadników znajdujących się za zaroślami można było się dostać bez problemu i tak też robili to mieszkańcy, którzy nas tam wprowadzili. Potem wracałem tutaj kilkukrotnie - opowiada Przemysław Błaszczyk, dziennikarz RMF MAXX. 1. Na zdjęciu widać rdzawą maź oraz czerwone jeziorko. Otoczone jest drzewami, a w tle widać krakowski kombinat. Ujęcie zostało wykonane z drona. Na kolejnej fotografii widać zardzewiałą rurę i wypływającą z niej czarno-szary szlam. Inny obraz: czerwona ziemia porośnięta kilkoma samosiejkami. Wszystkie zdjęcia wykonała Joanna Urbaniec, mieszkanka Nowej Huty. - Pierwsze skojarzenie: krajobraz jak na marsie. Drugie: jakby ktoś 60 lat temu opuścił ten teren i od tamtej pory nikogo tutaj nie było - opowiada Błaszczyk. Tematem okolic ulicy Dymarek zainteresowała go jedna z mieszkanek. Poszła na spacer, zobaczyła czarno-szarą maź, nie wiedziała, co to jest i napisała do dziennikarzy. Błaszczyk w 2018 r. spędził w tej części Krakowa sporo czasu. - To były upalne dni. Chcieliśmy obejść cały teren, zobaczyć jak jest duży. Robiliśmy zdjęcia, także z drona. Pył i zapach "spalonego metalu" unosił się w powietrzu. Niecałe sześć lat później, początkiem maja stoję kilkaset metrów od tego samego terenu. W powietrzu czuć zapach "spalonego metalu". 2. Składowisko przy ul. Dymarek powstało w 1952 r. i funkcjonuje od ponad 70 lat. Znajduje się ono w sąsiedztwie portu rzecznego Kujawy oraz rzeki Wisły. Najpierw było wykorzystywane przez hutę im. Lenina, potem Sendzimira, a teraz firmę ArcelorMittal Poland, największego producenta stali w Polsce. Według dokumentów teren służył do składowania "odpadów obojętnych i niestwarzających zagrożenia". Kiedy redaktor Błaszczyk wraz z Joanną Urbaniec w lipcu 2018 r. nagłośnili sprawę, przedstawiciele Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska przekonywali, że nie ma żadnego zagrożenia. Według inspekcji na składowiskach nie było metali ciężkich. - Moje badania pokazały, że jest duży potencjał toksyczności tych odpadów. Potwierdziły, że są w nich duże koncentracje metali ciężkich niebezpiecznych dla ludzi - opowiada w rozmowie z Interią prof. Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Z badań naukowca wynika, że w składowanych tutaj odpadach stwierdzono wysoką zawartość: cynku ołowiu, kadmu i rtęci. Badania prof. Czopa potwierdzili naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prof. Czop zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. - Takie składowisko gdzie depozycja odpadów odbywa się "na mokro" powinno być zabezpieczone od spodu, aby wody technologiczne oraz wody opadowe nie wnikały w głąb i nie wypukiwała zanieczyszczeń. Nie ma w ogóle żadnej ochrony dla wód podziemnych, a te w tym miejscu występują około dwa metry pod powierzchnią. Dodatkowo osadniki są na terenie zalewowym. Na zdjęciach z 2010 r. widać, jak część terenu była podtopiona - wylicza naukowiec. Czytaj również: Ołów zamieciony pod dywan. "Matka Boska Szopienicka" walczyła z epidemią i komuną 3. W bliskim sąsiedztwie składowiska prowadzona jest działalność rolnicza. Są tutaj: pola uprawne, szklarnie, pola rzepaku, ludzie hodują marchewki, maliny, pomidory. Na łąkach pasą się kozy, konie. Uprawiane są ogródki działkowe, a okoliczni mieszkańcy mają studnie, z której czerpią wodę. Jeszcze 20 lat temu nie było to takie oczywiste. Kiedy zaczęła działać krakowska huta, władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wprowadziły tzw. strefę ochronną. Miała ona chronić pobliskich mieszkańców przed negatywnymi skutkami działalności kombinatu. I tak: zakazano budownictwa mieszkaniowego, starano się wysiedlić ludzi, nie pozwalano na czerpanie wody ze studni, próbowano wyeliminować rolnictwo, zakazać uprawy warzyw czy hodowli zwierząt. - W 2005 r. zlikwidowano strefę odgórnie przez zmianę ustawy, ale nie zaproponowano nic w zamian. Ludzie wrócili i skoro nikt im nic nie mówił to zaczęli uprawiać pola, hodować warzywa i czerpać wodę ze studni. A przecież rośliny kumulują te metale ciężkie, które się tutaj znajdują. Jedzenie takich warzyw jest bardzo niebezpieczne dla człowieka - wyjaśnia prof. Czop. 4. Pismo było zaadresowane do przewodniczącego rady miejskiej Krakowa. Nadawca - Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie - sugerował, że poskarży się do rektora UJ i AGH na działanie naukowców, którzy... przeprowadzili badania terenu przy ul. Dymarek. W ten sposób urzędnicy odpowiedzialni za ochronę środowiska chcieli wywrzeć wpływ na krakowskich radnych, którzy w maju 2019 r. zamierzali przegłosować rezolucję skierowaną do ministerstwa środowiska, aby przeprowadziło ono kontrolę w krakowskim inspektoracie. Jej autorem był radny Łukasz Maślona. Dokument był odpowiedzią na działania urzędników, którzy zapewniali przez wiele miesięcy, że w odpadach składowanych przy ul. Dymarek nie ma żadnych metali ciężkich. Później zmienili zdanie: przyznali, że rtęć, ołów czy cynk występują, ale nie przekraczają dozwolonych norm. - Po latach powiedziano mi "po cichu", że miałem rację, a moje badania były właściwe. Od początku dla wszystkich specjalistów było to jasne i bezdyskusyjne - mówi prof. Czop. Tymczasem władze Krakowa zleciły przeprowadzenie własnych. Na działkach sąsiadujących ze składowiskiem wykonano trzy odwierty. - W próbkach gruntów, które zostały pobrane na głębokości do 25 centymetrów stwierdzono przekroczenie wartości dopuszczalnych zanieczyszczeń pestycydami i substancjami ropopochodnymi. Jeśli chodzi o wody podziemne to tutaj stwierdzono przekroczenie: chlorków, fenoli oraz metali i pierwiastków takich jak: arsen, wapń, mangan oraz sód - mówiła w lutym 2020 r. Ewa Olszowska-Dej, zastępca dyrektora wydziału kształtowania środowiska w krakowskim magistracie. 5. Marzec 2023 r. Sesja radny miasta Krakowa. Radny Łukasz Maślona przygotował projekt uchwały kierunkowej skierowanej do prezydenta Jacka Majchrowskiego. Dokument nakazuje władzom miasta przeprowadzenie badań miejskich gruntów w okolicy kombinatu. Chodzi o tereny położone w dawnej, liczącej ponad 3 tys. hektarów strefie ochronnej, z których 300 hektarów ma gmina. - Strefa została zlikwidowana, ale grunty nie zostały ponownie przebadane. Mieszkańcy mają prawo wiedzieć, jaki jest stan środowiska na obszarze Nowej Huty, zwłaszcza terenów kombinatu metalurgicznego i dawnej strefy ochronnej wokół niego - wyjaśnia samorządowiec. To już trzecia próba przekonania prezydenta do przeprowadzenia badań. - Poprzednie uchwały zdaniem sądu i wojewody były zbyt szczegółowe, bo zobowiązywały prezydenta do powołania specjalnego zespołu, który ma się zająć badaniami i dawała mu na to rok - wyjaśnia Maślona. Władze miasta także dwukrotnie odrzuciły projekt składany przez mieszkańców do budżetu obywatelskiego, w którym krakowianie domagali się przebadania terenów. Utworzenie specjalnego zespołu popierają naukowcy z Polskiej Akademii Nauk. W tej sprawie spotkali się oni kilka tygodni temu z krakowskimi radnymi. 6. Nieprawidłowości związanych z funkcjonowaniem składowiska odpadów przy ul. Dymarek nie dopatrzyła się krakowska prokuratura. Ta umorzyła śledztwo argumentując, że brak jest dowodów na to, aby w tym rejonie doszło do skażenia gleby i wód. - Złożyłem bardzo obszerne wyjaśnienie w tej sprawie i przekazałem dowody, ale nie zostały one wzięte pod uwagę - mówi prof. Czop. I mówi o kuriozalnej sytuacji, jak go spotkała. - Na uczelnię przyszli policjanci, szukali mnie i wypytywali o mnie. Ostatecznie trafili do katedry i zostawili pismo, z którego wynikało, że chcą jakiegoś raportu. Zadzwoniłem, dopytałem i okazało się, że chcą dokumentu, który było ogólnodostępny - opowiada. Profesor uważa, że przestępstwa środowiskowe są dla organów ścigania być może mniej istotne i trudne do prowadzenia. - Udowodnienie winy wymaga bowiem przeprowadzenia kosztownych badań, spełnienia wielu rygorów i zasad metodycznych, laboratoryjnych testów, a wszystko to jest bardzo drogie - wyjaśnia. 7. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wszczęła w 2020 r. postępowania dotyczące spowodowania szkody w środowisku w związku z funkcjonowaniem składowiska przy ul. Dymarek. Przez trzy lata urzędnikom nie udało się dojść do żadnych wniosków. Dyrekcja odbyła kilka nieformalnych spotkań z przedstawicielami miasta i środowisk naukowych, które miały doprowadzić do powołania specjalnego zespołu. Na słowach się skończyło. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska do momentu publikacji nie odpowiedział na nasze pytania. Firma ArcelorMittal Poland zgłosiła niedawno do urzędu marszałkowskiego wniosek o likwidację części składowiska przy ulicy Dymarek. Urzędnicy sprawdzili pismo pod kątem formalnym i dali zielone światło. Zamknięty ma zostać jeden z kwartałów, tzw. część z popiołami, a żelzaznośne rude mają nadal funkcjonować. 8. Władze miasta przy wsparciu PiS pracują nad dokumentem, który da prywatnej firmie ArcelorMittal Poland możliwość utworzenia strefy przemysłowej. Sprawa dotyczy obszaru liczącego ponad 911 hektarów, na którym znajduje się huta im. Tadeusza Sendzimira. Powstanie takiego obszaru pozwoli na emitowanie do atmosfery większej ilości zanieczyszczeń, bez konieczności przestrzegania norm. To może oznaczać, że lata walk mieszkańców o czyste powietrze zostaną zmarnowane. Dokument pod obrady rady miasta ma trafić w ciągu najbliższych tygodni. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl