Regionalny ośrodek monitorowania niepożądanych działań leków Zakładu Farmakologii Klinicznej CM UJ w Krakowie przyjął tylko w minionym tygodniu dziewięć raportów o niekoniecznie prawidłowym działaniu leków - dowiedziała się "Gazeta Krakowska". - To nie jest efekt "afery strzykawkowej", bo po poprzedniej głośnej sprawie - corhydronu, wcale tych raportów tak nagle nie przybyło. Po prostu w Małopolsce coraz więcej osób rozumie wagę problemu - podkreśla dr Jarosław Woroń z regionalnego ośrodka. Zgłaszać należy nie tylko ewidentne przypadki, ale też każdy, w którym wystąpi nasilona reakcja właściwie przewidywana, opisana w ulotce: - Jest różnica, jeśli jakiś problem, na przykład wysypka, wystąpi nie u jednego pacjenta na sto, lecz u trzydziestu. Takiego zgłoszenia nie należy się bać, wystarczy podejrzenie - podkreśla dr Woroń. Małopolscy lekarze i farmaceuci to główne dwie grupy zgłaszające niepokojące reakcje pacjentów na leki." Ustawa zaostrzająca wymagania, między innymi poszerzająca grono osób zobowiązanych do zgłaszania niepożądanych działań leków, wciąż czeka na uchwalenie. Jednak obowiązujące przepisy nie są złe. Chodzi tylko o zmianę świadomości - taki raport nie jest żadnym donosem, nikomu nie szkodzi. To kwestia bezpieczeństwa - podkreśla dr Leszek Borkowski, prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. Według Światowej Organizacji Zdrowia na tysiąc lekarzy powinno przypadać rocznie ok. 50 raportów o niepożądanym działaniu leków. W Polsce praktykuje ponad 100 tys. lekarzy, czyli liczba raportów powinna sięgać 5000. Obowiązek zgłaszania takich przypadków mają też farmaceuci, pielęgniarki, położne. Nowa ustawa m.in. zobowiąże do tegorównież ratowników medycznych i felczerów. W Wielkiej Brytanii rocznie przesyła się ponad 30tysięcy raportów. W Polsce w ub.roku było ponad 300.