Jeszcze kilka lat temu Kraków był w Polsce rozpoznawalny jako miasto undergroundowych imprez klubowych. Z czasem zaczęto otwierać tutaj coraz więcej klubów. Teraz zarabia się na tym, co jest łatwe, proste i przyjemne dla ucha - mówi DJ Playaman z Respecta Kru. Klub tym się różni od popularnej dyskoteki, że w dyskotece didżej puszcza przeboje radiowe, natomiast w klubie w kreatywny sposób tworzy muzykę - miksuje płyty, planuje występ, dodaje własne fragmenty muzyczne. Za darmo nie znaczy lepiej Właściciele lokali podążyli za modą i wielu z nich chciało nazwać swoje miejsca klubami. To zrodziło sporą konkurencję, a lokale zaczęły coraz bardziej obniżać ceny za wejście, by w końcu znieść je całkowicie. - Dawniej nie chodziło się z klubu do klubu, tylko wybierało jedną imprezę. Nikt nie widział nic dziwnego w tym, że za imprezę trzeba było zapłacić. Za pieniądze z biletów można było opłacić dobrego didżeja. Muzyka trzymała dobry poziom - zauważa Łukasz Dychtoń z klubu Qushi. Angelika Młokos, klubowiczka z kilkuletnim stażem, zauważa: - Znajomi z Warszawy, którzy często wpadają do Krakowa na weekendowe imprezy dziwią się, że u nas wszystko jest za darmo. W stolicy wejście do dobrego klubu kosztuje. I to jest fajne w naszym mieście. Choć z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że za jakość się płaci. Dlatego w Warszawie częściej w klubach występują znani didżeje. W Krakowie niestety nie. Wejścia za darmo, przy barze promocja goni promocję, a kluby nie wybierają didżejów najlepszych, ale tych, przy których muzyce będzie bawić się najwięcej osób. W większości miejsc dominuje muzyka prosta, komercyjna. - To nie jest tylko problem Krakowa, ale wszystkich miast w Polsce. Niestety, mało miejsc może pretendować do miana stricte clubbingowych. Był taki klub w Warszawie - Klatka, niestety upadł. Sfinks z Sopotu też nie ma się najlepiej. Do dużych miast europejskich czy światowych, gdzie takie kluby istnieją i dobrze się trzymają, jeszcze nam daleko - zauważa jedna z najlepszych polskich didżejek, Diana D'Rouze. Najważniejsza atmosfera Dla jednych clubbing to "wycieczka" po knajpach lub całonocne imprezowanie przy dźwiękach serwowanych przez didżeja. Dla innych po prostu sposób na spędzanie wolnego czasu. Klubowicze unikają jednak sprowadzania zjawiska do definicji. - Określenie "clubbing" to jakiś zupełnie sztuczny twór, który z kulturą klubową niewiele ma wspólnego. Dla mnie to po prostu muzyka, zabawa i znajomi - mówi Justyna Dziegieć, klubowiczka, która zajmowała się promocją tego rodzaju imprez. Podobnego zdania jest większość klubowiczów. - Bardzo ważna jest atmosfera. Swojego czasu chodziliśmy ze znajomymi do Absurdu, klubu przy ul. Grodzkiej. Nie było tam raczej ludzi przypadkowych. Przez kilka miesięcy rewelacyjnie się bawiliśmy, czasem na kilkudniowych imprezach i to non stop. Niestety to było chyba dla właścicieli nieopłacalne, bo klub upadł - mówi Dominika, klubowiczka, która teraz szczególnie upodobała sobie lokale: Qushi, Cień i Pauzę. Co proponują? Qushi oferuje najbardziej nowoczesne trendy w muzyce klubowej: nowe electro francuskie, elektro z zabarwieniem hip-hopu, argentyńskie baile funk czy mash ups. House, zarówno jego lżejsze, jak i ostre odmiany, to domena takich miejsc jak np. Cień, Frantic, Rdza, Midgard czy Prozak. Imprezy drum'n'bassowe i jungle są w Krzysztoforach. Tam też trafić można na takie nurty, jak minimal dub i deep techno, które usłyszymy również w Carycy czy Folii. Jeśli chcemy pobawić się przy reggae, to najlepiej skierować kroki do Błędnego Koła. Na klubowej mapie Krakowa pojawiają się coraz to nowe propozycje, jak np. istniejąca od dwóch miesięcy Taawa - klub nastawiony na klienta biznesowego. Tam m.in. usłyszymy ciekawe duety artystyczne, np. DJ i saksofonista czy DJ i śpiewaczka operowa. Zabaw się Na najbliższy weekend krakowskie kluby przygotowały sporo atrakcji dla swoich gości. W piątek w klubie Prozak zagra znany kolektyw DJ-ów Masala Soundsystem . Tego dnia zabawę kontynuować można w rytmach reggae, ragga, jungle w Błędnym Kole podczas imprezy Reggae Night przy bitach DJ Krzaka. Sobotnią imprezę w Qushi rozkręcał będzie m.in. DJ Krime, natomiast w Krzysztoforach gwiazdą wieczoru będzie After Dark Crew. Z kolei w Błędnym Kole za gramofonem staną Technical Girls, czyli Meg Cocaine, Kate Sun oraz Joana. Mylenie pojęć Nazwać swój lokal klubem jest bardzo łatwo. Ściągnąć podrzędnego didżeja, który zmiksuje popularne hity też nie problem. Zysk gwarantowany. Mianować się klubowiczem jest jeszcze łatwiej. Wystarczy zaliczyć parę knajp, w których nie trzeba płacić za wstęp, kupić piwo, do którego w promocji dostaje się wiśniówkę i poszaleć na parkiecie przy popularnych dźwiękach. Czasem dorzucić jeszcze inne używki. Na koniec zamówić u didżeja jakiś hicior i oburzyć się, jeśli ten nie będzie chciał go zagrać. Tak spędza czas modny "klubowicz" w modnym "klubie". Tylko że nie o modę tu chodzi, ale o klimat, atmosferę i ludzi, którzy muszą tę muzykę poczuć. Dobry DJ to artysta, którego zadanie nie polega na odtwarzaniu, ale tworzeniu. Zapłacić za jego występ 10 zł? A czemu nie, skoro wydajemy 50 zł na koncert? Dopóki tego nie zrozumiemy, krakowskie lokale nadal bardziej będą przypominać dyskoteki niż kluby na światowym poziomie. Paradoksalnie, opłaty za wstęp mogłyby... podnieść poziom muzyki w klubach. Katarzyna Ponikowska katarzyna.ponikowska@echomiasta.pl Nurty Klubowych gatunków muzycznych jest kilkadziesiąt. Najpopularniejsze to: - techno - muzyka elektroniczna o jednostajnym, regularnym i szybkim rytmie - house - taneczna wersja techno, elementy disco połączone z ostrzejszymi brzmieniami - jungle - połączone rytmy inspirowane hip-hopem i reggae - drum'n'base -powtarzające się, syntetyczne bity plus mocne basy; - baile funk - to mieszanka amerykańskiego soulu, disco, samby i elektronicznych dźwięków, - mash ups - łączenie wydawałoby się niepasujących do siebie utworów, dwóch lub więcej