Prokuratura Rejonowa w Chrzanowie skierowała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. Jak poinformowała rzeczniczka krakowskiej prokuratury okręgowej Bogusława Marcinkowska, mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia. - Kierowca przyznał się do zarzucanego czynu. Jak twierdził, nie wiedział, że jadąc drogą krajową, po wykonaniu skrętu dostanie się pod wiadukt. Jednak okazało się, że i przy ulicy, i na wiadukcie były znaki zabraniające wjazdu pojazdom wyższym niż 3,2 m, które mężczyzna zignorował - powiedziała Marcinkowska. Według prokuratury Grzegorz K. nieumyślnie sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, która zagrażała życiu i zdrowiu wielu osób. Do rozszczelnienia cysterny i zapalenia się gazu doszło na obszarze zabudowanym, a strażacy walczyli z ogniem 26 godzin. 26 września zeszłego roku w Chrzanowie, w rejonie skrzyżowania ul. Szpitalnej i Krakowskiej, cysterna samochodowa przewożąca 21 ton propanu-butanu nie zmieściła się pod niskim wiaduktem. Doszło do rozszczelnienia zbiornika i zapalenia się uchodzącego gazu. Strażacy zdecydowali, że najbezpieczniej będzie, jeśli ulatniający gaz sam się wypali. Przez cały czas wodą schładzali pojazd, aby nie dopuścić do wybuchu. W ostatniej fazie pożaru do cysterny wtłoczono azot, żeby wypchnąć resztę propanu-butanu na zewnątrz i nie dopuścić do wciągnięcia ognia do środka, co mogłoby spowodować eksplozję. W akacji gaśniczej uczestniczyło ponad 100 strażaków, dysponujących 40 wozami. Wokół pożaru wyznaczono 300-metrową strefę ochronną, gdzie nie wpuszczani byli mieszkańcy oraz pracownicy znajdujących się tam sklepów i firm. Z pobliskich budynków ewakuowano ok. 50 osób. Wstrzymany został także ruch kolejowy po wiadukcie, w który uderzyła cysterna.