Orawa to w dużej części teren Babiogórskiego Parku Narodowego i jego otuliny, a także obszaru Natura 2000. Dla ekologów i przyrodników to obszar bardzo ciekawy z unikatowymi przedstawicielami flory i fauny. Niestety, mieszkańcy orawskich miejscowości nie są wcale tym zachwyceni. Chcą więcej wolności zarówno przy budowie domów na swych działkach, jak i w lasach prywatnych. Twierdzą wręcz, że polityka proekologiczna doprowadzi do wyludnienia tego terenu. - Gdzie mają budować domy nasze dzieci, skoro nie mogą na naszych działkach? - pytają. Taka sytuacja jest zarówno w Jabłonce, jak i Chyżnem. W pierwszej miejscowości tereny w pobliżu kościoła mają być niezabudowane, bo domy zasłonią piękną panoramę, a w Chyżnem - kolidowałyby z korytarzem ekologicznym zwierząt. - Zachowanie władz ochrony przyrody nie jest przyjemne. Były już warsztaty, rozmowy, a na nich obietnice, że bez zgody właścicieli tych obszarów nic się nie zrobi, że będziemy na bieżąco informowani. Tymczasem oni wprowadzają ograniczenia, a my o niczym nie wiemy - mówi Józef Machaj, prezes wspólnoty leśnej z Jabłonki. - W lasach wspólnoty, które są terenem bagiennym, jest teraz sporo posuszu, który trzeba usunąć, a nikt nie określił, jak mamy to zrobić, skoro nie wolno nam zrobić nawet rowków odwodnieniowych przy drodze, takich jakie robili nasi ojcowie i dziadkowie. Wszędzie Natura 2000, a to koliduje z normalną gospodarką leśną. Równie zdenerwowany jest Jan Łaciak, prezes wspólnoty z Chyżnego. - Natura była i będzie i to nie ekolodzy ją stworzyli. Czasem nie da się słuchać tego, co bajdurzą - mówi. Dodaje, że zupełnie się nie zgadza z chronieniem cietrzewia, gdy tokuje. - Ekolodzy mówią, że kogut jest wtedy płochliwy, a to nieprawda. Dawniej ludzie hałasowali, gwizdali, śpiewali i wcale mu to nie przeszkadzało, bo on jest tak zajęty swoją miłością, że można go nawet wziąć do ręki! Prezes podkreśla także, że przy drodze Chyżniańskiej, o czym mówią ekolodzy, zakazując budowy domów, wcale nie ma korytarzy ekologicznych dla zwierząt, bo tak naprawdę przekraczają one drogę na całym jej odcinku pomiędzy Chyżnem a Jabłonką. - I nie dochodzi tam raczej do stłuczek - mówi. - Wciąż nam się czegoś zabrania, a kto lepiej zadba o las, niż jego właściciele? My nie mamy nic przeciwko chronieniu lasów, ale musimy mieć do nich dostęp - pan Łaciak przypomina, że żaden z postulatów ludności nie został spełniony. Jak choćby ten, aby z Czarnej Orawy mógł być pobierany żwir, tak jak na Słowacji. - Jak naprawialiśmy drogę polną, to kamień musieliśmy wozić ze Słowacji, takie zarządzanie nie ma nic wspólnego z gospodarką oszczędną - mówi. Tymczasem z takim stanowiskiem nie zgadzają się przyrodnicy reprezentowani przez Wydział Ochrony Przyrody i Obszarów Natura 2000 Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Krakowie. - Owszem, przy Naturze 2000 są pewne obostrzenia, ale to nie są jakieś ściśle określone zakazy, a raczej działania związane z ekologicznym uwarunkowaniem terenu - wyjaśnił nam pracownik wydziału. Dodał, iż nie jest tak, że przez Naturę 2000 nic nie można zrobić, bo ważniejszy jest człowiek. Dlatego na obszarze chronionym dopuszcza się pewne odstępstwa. Muszą one jednak potem zostać przyrodzie zrekompensowane. - Jako gospodarz tej ziemi uważam, że to wszystko jest jednak robione od głowy, a nie od nóg, od podstawy. Na Orawie czekają nas ogromne ograniczenia, my protestujemy, a nikt się z nami nie liczył i nie liczy. Tak naprawdę nikt nie myśli poważnie o środowisku. Czy ktoś naprawdę sprawdza, jakie jest na Orawie powietrze? Na jego ochronę potrzebne są wielkie środki - mówi wójt Antoni Karlak. Tymczasem rzeczywiście na Orawie - jak na razie - nie ma szans na gaz, a zimą ludzie palą węglem, nierzadko do pieca wkładając odpady. W kiepskim stanie jest też kanalizacja. Wiele szamb jest spuszczanych do przedrożonych rowów. - Nie mamy pieniędzy na takie inwestycje i o tym się w Warszawie nie myśli. Wprowadza się Naturę 2000, a nie daje środków na zabezpieczenie Orawy przed katastrofą ekologiczną. Ktoś podpisuje na górze Naturę 2000, a gdzie mamy coś w zamian? Gdzie ścieżki rowerowe albo piesze dla turystów? Nikt z nas na Orawie nie jest przeciwny ochronie środowiska, ale najpierw niech ktoś pomyśli o kanalizacji, ochronie powietrza i da na to fundusze. Beata Szkaradzińska beata.szkaradzinska@dziennik.krakow.pl Czytaj więcej we wtorkowym "Dzienniku Polskim": Sądecki MPK zaczyna odbijać się od dna Ulica fabryczna wypadła z listy priorytetów Wycinają ludzi Zbigniewa Wassermana