- Ryzyko tragedii, gdy pijany kierowca siada za kierownicą pojazdu o masie kilkunastu czy kilkudziesięciu ton jest ogromne, nie tylko dla innych uczestników drogi, ale także stojących obok domów - mówi Arkadiusz Śniadek, naczelnik sekcji ruchu drogowego oświęcimskiej komendy. Niewiele brakowało, aby do tragedii doszło przy ul. Krakowskiej w Chełmku, gdzie - jadący na podwójnym gazie - kierowca mana stracił panowanie nad wielkotonażowym składem i wjechał do przydrożnego rowu. Policjanci, którzy sprawdzili stan trzeźwości sprawcy kolizji, 46-letniego mieszkańca Imielina, byli porażeni. Badanie wykazało, że miał we krwi 2,31 promila alkoholu. Kilka godzin później, w nocy z czwartku na piątek, policyjny patrol ujawnił kolejnego pijanego kierowcę tira. Tym razem w Oświęcimiu przy ul. Dąbrowskiego w jego ręce wpadł, kierujący mercedesem, 46-letni kierowca z Warszawy (0,88 promila). - Podobne przypadki nie należą do częstych, ale się zdarzają. W tym roku zatrzymaliśmy na przykład nietrzeźwego kierowcę autobusu, który miał wieźć szkolną wycieczkę. Z pewnością są to skrajne przykłady bezmyślności. W wielkotonażowych pojazdach wystarczy przecież ułamek dekoncentracji, by doszło wielkiej tragedii. Do tego dochodzi aspekt życiowy tych ludzi. Przecież to jest ich zawód i jeśli stracą prawo jazdy, a tak można spodziewać się, że orzeknie sąd, to stracą również pracę - mówi szef oświęcimskiej "drogówki". Tymczasem wypadki z udziałem tirów są coraz częstsze i z reguły bardzo tragiczne. - Powodów jest wiele. Jeden z nich to zbytnia łatwość w uzyskaniu uprawnień do kierowania takimi pojazdami. Teraz za kierownicą tirów siadają młodzi ludzie z niewielkim stażem kierowcy w ogóle, a doświadczenie to w tym przypadku istotna sprawa. Za moich czasów było inaczej - mówi pan Janusz, emerytowany kierowca tira. BK