To już co najmniej drugi z fanów Cracovii zaatakowanych w odwecie za zamordowanie kibica Wisły po marcowym meczu derbowym - pisze "Gazeta Wyborcza". Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w nocy z czwartku na piątek. Pod szpital MSWiA w Krakowie zajechały cztery samochody. Wyskoczyło z nich kilkunastu osiłków w barwach Wisły. Pod oknami placówki wykrzykiwali nazwisko zaatakowanego wcześniej mężczyzny, kilku próbowało wedrzeć się do środka. Ich zapędy ostudziła dopiero interwencja ochrony i pracowników szpitala. Ostatecznie uspokoiło się, gdy na miejsce została wezwana policja. Od piątku bezpieczeństwa zaatakowanego mieszkańca Skawiny strzegą policjanci. Nie ujawniają jego tożsamości. Dwudziestokilkulatek w czwartek wieczorem na jednym ze skawińskich osiedli pił z kolegami wódkę. Po północy postanowili rozejść się do domów. W tym momencie w ich kierunku ruszyła grupa kilkunastu osób z emblematami Wisły. Napadnięci zaczęli uciekać. Jeden z nich się potknął. Natychmiast dopadła go grupa bandytów uzbrojona w noże. Mężczyzna z dwudziestoma ranami kłutymi i ciętymi trafił na oddział ratunkowy szpitala przy ul. Galla. W sprawie wydarzeń z ubiegłego tygodnia zatrzymanych zostało kilkadziesiąt osób. Śledztwo jednak kuleje, bo zaatakowany mężczyzna nie chce współpracować z policją. Jak tłumaczą policjanci, to normalne zachowanie w przypadku kibicowskich porachunków. - Nagle wszyscy udają, że nic nie widzieli, że nie pamiętają, o co poszło. A nieoficjalnie dodają, że sami załatwią to między sobą - mówi oficer krakowskiej policji. Jako ekstremalny przykład tego typu zachowania podaje postawę brata zamordowanego kilka lat temu sympatyka Wisły. - Chłopak wiedział, kto zabił jego brata, lec nie chciał tego zeznać, kłamał, kluczył - kręci z niedowierzaniem głową policjant.