- Konie, które nie są w stanie pracować, wbrew regulaminowi trafiają do rzeźni lub w niewyjaśnionych okolicznościach znikają. Zgodnie z regulaminem, który obowiązuje wozaków, obrońcy praw zwierząt mają prawo pierwokupu koni, tymczasem nie jesteśmy informowani o losie zwierząt. Fiakrzy grają na nosie władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego (TPN), robiąc wszystko wbrew regulaminowi - powiedział Dominik Nawa z Komitetu Pomocy dla Zwierząt. Z danych obrońców praw zwierząt wynika, że w 2012 r. do rzeźni trafiło 36 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka, a średnia wieku tych zwierząt wynosiła niemal 9 lat. Ekolodzy mówią, że od września 2011 r. na trasie do Morskiego Oka padły cztery konie. W 2011 r. 13 koni pracujących na tej trasie uznanych zostało za trwale niezdolne do pracy. Danych przedstawionych przez organizacje ekologiczne na razie nie potwierdza dyrekcja TPN. Jak powiedział dyrektor TPN Paweł Skawiński, dane te są weryfikowane. Polski Związek Hodowców Koni odpiera zarzuty - Polski Związek Hodowców Koni, który zakładał czipy koniom pracującym na drodze do Morskiego Oka zaprzeczył, że udostępniał dane dotyczące koni jakimkolwiek organizacjom, więc nie wiemy, skąd pochodzą zarzuty przedstawione przez ekologów - zaznaczył Skawiński. Dodał, że jeżeli te dane się potwierdzą, to TPN rozważy, co dalej będzie z transportem konnym do Morskiego Oka. - Idea pozbycia się transportu konnego w Tatrach to idea wyeliminowania koni z tej przestrzeni, co w konsekwencji oznaczałoby sprzedanie na rzeź wszystkich koni pracujących na trasie, czyli niemal 300, bo organizacje ekologiczne nie kupią wszystkich koni. Jeżeli na Podhalu nie będzie koni pracujących, to hodowla tych zwierząt zupełnie zaniknie - powiedział Skawiński. Z transportu konnego ponadto żyje 60 rodzin, a za jego zachowaniem w Tatrach przemawia także wiekowa tradycja. Społeczne oburzenie wzbudził upadek konia Kontrowersje wokół koni pracujących przy przewozie turystów na trasie do Morskiego Oka trwają od kilku lat. Społeczne oburzenie wzbudził upadek konia w lipcu 2009 r. na przystanku końcowym na Polanie Włosienica przed Morskim Okiem. Koń idący w zaprzęgu wcześniej wywiózł wóz z turystami na górę. Po dotarciu na miejsce weterynarza koń zdechł. Wszystkiemu przypatrywały się dziesiątki turystów, w tym także pasażerów pechowego wozu. Jeden z turystów nagrał całe zdarzenie i opublikował w internecie. Po tym zdarzeniu władze TPN wprowadziły zmiany w regulaminie dla fiakrów wożących turystów do Morskiego Oka, mające na celu wykluczyć podobne zdarzenia. Specjaliści z dziedziny weterynarii i hipologii ustalili parametry koni, które mogą pracować w tym terenie. Wprowadzono obowiązkowe badania wysiłkowe koni wożących turystów, zaostrzono kontrole wozaków oraz wprowadzono nowe tablice informujące o dopuszczalnej liczbie osób na wozie. Ponadto wszystkim koniom pracującym na drodze do Morskiego Oka wszczepiono elektroniczne czipy, pozwalające na szybką kontrolę przez straż parku. TPN chce od tegorocznego letniego sezonu turystycznego dodatkowo kontrolować zaprzęgi konne wożące turystów do Morskiego Oka za pomocą systemu kamer. "Działania miały charakter wizerunkowy" Zdaniem Cezarego Wyszyńskiego z Fundacji Viva, działania podjęte przez TPN w sprawie koni miały charakter wizerunkowy, a faktycznie sytuacja zwierząt nie uległa poprawie. Licencję na przewóz turystów do Morskiego Oka wystawianą przez wójta Bukowiny Tatrzańskiej ma 60 osób. Dziennie na trasie może kursować 20 wozów; na jeden wóz może wsiąść 14 osób.