Akta sprawy właśnie wróciły do sądu okręgowego. - Powodem uchylenia wyroku była zbyt powierzchowna - zdaniem sądu apelacyjnego - ocena dowodów i brak dokładnej analizy pobudek oraz stopnia winy oskarżonego - powiedział w środę rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie Rafał Lisak. Jak poinformował, sąd apelacyjny ograniczył postępowanie dowodowe w ponownym procesie. Według ustaleń prokuratury, motywem działania Jerzego K. była chęć przejęcia przez niego opieki nad 10-letnią pasierbicą zamordowanego mężczyzny. Kiedy nie udało mu się tego zrealizować "po dobroci", policjant osaczał rodzinę, organizując napady rabunkowe. W końcu - obawiając się dekonspiracji - wydał polecenie zabójstwa ojczyma dziecka. Śledztwo w tej sprawie trwało dwa lata i - jak podkreślała prokuratura - było bardzo trudne z uwagi na motywy działania Jerzego K. oraz podejmowane przez niego próby zacierania śladów i wpływania na przebieg postępowania. Jak ustalono w śledztwie, 53-letni nadkom. Jerzy K., biegły sądowy i pracownik laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, zainteresował się 10-letnią córką konkubiny swojego kolegi Jacka F. (Obaj znali się od blisko 20 lat; Jacek F. remontował mu mieszkanie). Otoczył dziecko opieką, przyjmował w domu, gdzie jego żona pomagała jej w nauce, organizował zajęcia hippiczne. Obiecywał, że w razie wyrażenia przez rodzinę zgody na adopcję, sfinansuje operację niepełnosprawnej siostry dziewczynki. Kiedy rodzina nie chciała się zgodzić na adopcję dziecka, Jerzy K. - zdaniem prokuratury - zlecił znajomemu zorganizowanie dwóch napadów rabunkowych na mieszkanie Jacka F. i jednego wymuszenia rozbójniczego. Doprowadził do tego, że rodzina poczuła się zagrożona. Matka z czwórką dzieci trafiła do ośrodka interwencji kryzysowej, sam Jacek F. do rodziny, a dziewczynka zamieszkała u Jerzego K. i jego żony. Jednak podejrzenia co do roli Jerzego K., jakich nabierała głównie matka dziewczynki, skłoniły policjanta do polecenia zabójstwa Jacka F. Po nim miała zginąć matka dziewczynki lub - jak wynika z materiału dowodowego - "pozostać na wózku inwalidzkim tak, by nie mogła sprawować opieki nad dzieckiem". Pod koniec czerwca 2004 roku trzej mężczyźni kierowani przez Jerzego K. porwali z przystanku Jacka F., pobili go, uwięzili w bagażniku samochodu i podjechali pod siedzibę Wojewódzkiej Komendy Policji. Tam zszedł do nich Jerzy K., sprawdził bagażnik, odgrażając się Jackowi F., po czym wrócił do pracy. Przebieg porwania, późniejsze wyjście na policyjny parking prokuratura udokumentowała m.in. bilingami telefonicznymi, ponieważ wspólnicy kontaktowali się telefonicznie; wydrukiem z pobliskiego bankomatu, w którym Jerzy K. pobrał 1500 zł dla dwóch uczestników zabójstwa; oraz rejestrami jego wejść i wyjść z komendy policji. Zwłoki Jacka F., skrępowane drutem i obciążone pustakami, wyłowiono na początku lipca 2004 roku ze zbiornika w Rożnowie. Dzięki nieostrożnemu użyciu telefonu ofiary przez jednego ze sprawców, zeznaniom świadków zdobytym dzięki programowi telewizyjnemu "997", prokuratura mogła stopniowo odkrywać szczegóły, przebieg wydarzeń i kolejnych podejrzanych. Jerzy K., który w toku śledztwa przeszedł na policyjną emeryturę, nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów. W grudniu ub.r. sąd uznał jego winę i skazał go na dożywocie. Dwaj oskarżeni o zabójstwo mężczyźni zostali skazani na kary 25 i 15 lat pozbawienia wolności. Ten wyrok uchylił sąd apelacyjny.