Mieszkanka Krakowa szukała na wzgórzu Dąbrówka w Chechle pięknych widoków i maślaków - znalazła niewypał pocisku artyleryjskiego. - Takie sytuacje się zdarzają. W tym miejscu organizujemy imprezę "Pustynne Miraże". Raz, na punkcie startowym biegów przez pustynię zahaczyłem nogą o kawałek pocisku moździerzowego - przyznaje Marian Pajdak, prezes stowarzyszenia Polska Sahara, które działa na rzecz rekultywacji pustyni. Każdego roku policjanci z kluczewskiego komisariatu zabezpieczają po kilka niebezpiecznych znalezisk, na pustyni i w okolicznych wioskach. Odbierają je saperzy z VI Brygady Szturmowo-Desantowej w Krakowie. Od kilkudziesięciu lat pustynia wykorzystywana jest tylko do skoków, wcześniej jednak polska armia i Luftwaffe wypróbowywały tu różne rodzaje broni od pocisków V1 po bomby kasetonowe. Nadal więc można trafić na niebezpieczne znaleziska. Wystarczy przypomnieć przypadek sprzed kilku lat. W prywatnym garażu w Golczowicach dwóch mężczyzn wsadziło pocisk artyleryjski w imadło i usiłowało go przeciąć. Skończyło się detonacją. Także pożar do w sierpniu 2003 roku nieopodal przysiółka Karna spowodował eksplozję kilku niewybuchów. - Na pogorzelisku znaleźliśmy wiele starych pocisków, nabojów i łusek - wspomina starszy aspirant Jan Mól z olkuskiej Straży Pożarnej. Nic dziwnego, że stowarzyszenie chce rozpocząć akcję odkrzewiania pustyni, właśnie od usunięcia niewybuchów. - Zrobiliśmy rozeznanie. Firma, która zajmowałaby się odnajdywaniem pocisków liczy, że koszt badań na każdym hektarze to 4-5 tys. złotych. Cała pustynia ma około 32 kilometrów kwadratowych. Usunięcie niebezpiecznych znalezisk jest bezpłatne, jednak za każdy inny metal wykopany z piasku trzeba zapłacić. To mogą być spore koszty, zwłaszcza, że na pustyni złom składowały jednostki wojskowe ze Śląska - dodaje Pajdak. Alicja Renkiewicz