Bezpańskie lub puszczane samopas psy są zagrożeniem dla leśnej zwierzyny. Nie tylko tej drobnej. Statystyki w tej sprawie - mimo upływu czasu - pozostają prawie niezmienione. Na przykład w 2003 roku Polski Związek Łowiecki odnotował, że na terenie obwodów w okręgu tarnowskim przebywało co najmniej 1200 zdziczałych psów, w tym roku jest to liczba 1100. - Z powyższego widać, że problem istnieje, a jego skala wciąż jest porównywalna - mówi Mirosław Łoboda, przewodniczący Zarządu Okręgowego PZŁ w Tarnowie. - Ale zdziczałe psy to nie wszystko. W lasach lub na jego obrzeżach spotyka się także psy puszczane samopas, czyli takie, które mają właściciela, ale nie dba on o to, by jego czworonóg nie przedostawał się regularnie z posesji i nie pędził, gdzie mu się żywnie podoba. Często celem tych psich wypadów są właśnie lasy. Psów, które wydostają się ze swoich posesji i potem odwiedzają łowiska, jest jeszcze więcej. W tym roku były one widziane przez myśliwych ponad 2,5 tys. razy. Nie wiadomo, ile z nich podjęło polowania i doprowadziło do strat w zwierzynie leśnej. Faktem jest, że w ciągu jednego sezonu zdziczałe bądź pozostawione bez dozoru czworonogi rozszarpują po kilkaset zajęcy, saren oraz innych leśnych zwierząt. Dowodzi tego zebrana dokumentacja, m.in. fotografie pochodzące z miejsc, w których nie występują naturalne drapieżniki polujące na określone zwierzęta. Zając, coraz rzadszy w naszym kraju, ma już wielkiego śmiertelnego wroga nie tylko w postaci lisa, ale także i psa. Ofiarami tych ostatnich bywają nawet pokaźne dziki. Myśliwi znajdują potem ich szczątki. - W sytuacji, gdy myśliwi widzą wałęsające się w obwodzie łowieckim psy, mogą skorzystać z zapisów Ustawy o ochronie zwierząt, które dopuszczają użycie broni - wyjaśnia przewodniczący Łoboda. - Ale do odstrzału psów dochodzi niezwykle rzadko, także dlatego, że myśliwi zdają sobie sprawę z tego, że polujący w lesie pies, w razie gdy zginie, znajdzie od razu obrońców, w przeciwieństwie do upolowanego przez niego na przykład zająca - dodaje. Myśliwi nie chcą się narażać tym bardziej, że zapisy prawa są niejasne. Nie wiadomo do końca, jak tłumaczyć termin "zdziczałości" psa, nie wiadomo, którędy przebiegają granice obwodu łowieckiego ani czy można precyzyjnie odmierzyć 200-metrową odległość od siedzib ludzkich. Te niezbyt ostre zapisy mogą powodować prawne perturbacje, na które myśliwi nie są przygotowani. Przy okazji można się dowiedzieć, że znakomitymi leśnymi "myśliwymi" są zdziczałe koty. W okręgu tarnowskim bywały lata, w których obserwowano w łowiskach ponad 2 tys. kotów. Te zwierzęta atakują głównie małe zające, dzikie króliki, łasice, różne ptaki i gady. Kilka lat temu głośna była historia w okolicach Bochni, gdzie sfora psów zagryzła sarnę w czasie, gdy w zaroślach rodziła małe. Wiesław Ziobro wieslaw.ziobro@dziennik.krakow.pll Czytaj więcej w "Dzienniku Polskim": Pytania o kopalnię i wodę Honorowy obywatel Chcą odwołać burmistrza