Szykuje się wojna o św. Małgorzatę, którą od XIII wieku pieczętowało się rozłożone w widłach Dunajca i Kamienicy, królewskie miasto Nowy Sącz - zapowiada Gazeta Krakowska". Obok herbów wielu miast polskich, z którymi Kraków od wieków utrzymywał kontakty, w Sukiennicach namalowany jest herb Nowego Sącza, ale w wersji austriackiej, narzuconej miastu przez zaborcę. Przedstawia rycerza, niektórzy mówią "pachołka", stojącego w bramie murów miejskich z trzema basztami. Coś podobnego ma Kraków i miał Lwów za polskich czasów. - Prezydent Majchrowski chyba nie zdaje sobie sprawy, jak to boli prawdziwego sądeczanina - skarży się Stanisław Pażucha z Nowego Sącza, na co dzień urzędujący przy ul. Garbarskiej w Krakowie szef Civitas Christiana w Małopolsce. To właśnie Pażucha namówił na interwencję radnego Rachwała, po tym jak podczas spaceru odkrył w Sukiennicach fałszywy herb ukochanego miasta. W latach 80. zeszłego stulecia rozgorzała prawdziwa wojna o herb Nowego Sącza, której echa słychać było w całej Polsce. - Jako stowarzyszenie poświęciliśmy temu nie taką znów małą książeczkę pióra świętej pamięci Jerzego Piechowicza, bohatera ówczesnych wydarzeń - wspomina Pażucha. W kulminacyjnym momencie, w 1987 r. kierowcy czerwonych autobusów w Nowym Sączu, przy poparciu sądeckich proboszczów, zażądali od dogorywającej Miejskiej Rady Narodowej, zdominowanej przez członków PZPR, przywrócenia historycznego, przedrozbiorowego herbu miasta ze św. Małgorzatą w aureoli, depczącą smoka, trzymającą w jednej ręce krzyż, a w drugiej - palmę. Kierowcy zagrozili strajkiem i dopiero wtedy Komitet Miejski PZPR ustąpił. Na rok przed okrągłym stołem z sali obrad sądeckiego ratusza zniknął austriacki herb i powróciła św. Małgorzata.