Na klasztornym dziedzińcu stanęło 16 stoisk. Oferowane są w nich nie tylko produkty kulinarne wymyślone przez gospodarzy - tynieckich benedyktynów, ale także przez innych zakonników. Są wina z Węgier, Włoch i piwo trapistów z Czech. Targ zorganizowano po raz pierwszy, by - jak mówił podprzeor klasztoru w Tyńcu o. Zygmunt Galoch - zaprezentować to, co powstaje za murami klasztorów i nawiązać kontakty. Impreza to nie tylko okazja do degustacji przysmaków. Mnisi prezentowali i podpisywali książki, które napisali, a dzieci mogły spróbować jak pisze się gęsim piórem. - Chętnie kupowane są zwłaszcza słodycze - miody, ciasta, konfitury" - mówił o. Galoch. "Produkcja tych przysmaków powierzana jest przez nas małym firmom, które przestrzegają tradycyjnych receptur i metod wyrobu i wkładają w to całe serce" - dodał. Tynieccy benedyktyni myślą już o uruchomieniu produkcji kosmetyków - mydeł, szamponów, kremów na bazie surowców pszczelich, ziół, a także kosmetyków bezzapachowych, ale nie ruszy ona raczej w tym roku. Benedyktyni z Tyńca firmowane przez siebie produkty sprzedają obecnie w 10 sklepach w całej Polscy, z którymi współpracują na zasadzie franczyzy m.in. w Krakowie, Katowicach i Bielsku-Białej. Targ Benedyktyński będzie imprezą cykliczną.