- Tylko do końca sierpnia łodziami flisackimi spłynęło aż 230 tysięcy turystów, a przecież przed nami jeszcze piękna złota polska jesień, jest więc spora szansa, że pobijemy w tym roku rekord z 1975 roku, gdy to przełomem Dunajca w sumie spłynęło ok. 275 tysięcy osób - cieszy się Jan Sienkiewicz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich. Jest to możliwe, gdyż z drugiej strony jesień to czas, gdy łodzie wynajmują całe wycieczki zakładowe, w przeciwieństwie do wiosny, gdy to z tej atrakcji korzystają przede wszystkim wycieczki szkolne. Spływ Dunajcem, jak się okazuje, cieszył się w tym roku dużym zainteresowaniem gości z zagranicy. W sumie było ich bowiem aż 25 procent. - Pozytywnym dla nas sygnałem było to, że sporo tych osób po raz pierwszy było w Pieninach zza wschodniej granicy. Słyszeliśmy na łodziach zarówno język ukraiński, jak i rosyjski. Myślę, że to jednak efekt targów w Kijowie, w których uczestniczyło nasze stowarzyszenie w ubiegłym roku - mówi prezes Jan Sienkiewicz. Okazuje się jednak, że wielu turystów spływających łodziami pochodziło z ościennych krajów takich jak: Czechy, czy Słowacja, nie brakowało też i Węgrów oraz turystów z najbardziej egzotycznych krajów Afryki. Byli też Chińczycy oraz Japończycy, robiący oczywiście wiele zdjęć pięknych krajobrazów. - W tym roku było ich naprawdę stosunkowo dużo - podkreśla prezes Jan Sienkiewicz. Coraz mniej za to przyjeżdża w Pieniny Amerykanów, być może z powodu nisko stojącego dolara i panującego w USA kryzysu. - Generalnie nie ma turystów ze Stanów Zjednoczonych, a ci nieliczni, którzy płyną przełomem Dunajca są w gościnie u swoich rodzin w Polsce - mówi prezes Jan Sienkiewicz. Spływ łodziami rozpoczyna się zawsze na przystani flisackiej w Sromowcach - Kątach. Łodzie odpływają tuż po zebraniu, co najmniej 10 osób. Spływ odbywa się dwoma trasami. Krótsza licząca 15 km z Sromowiec do Szczawnicy trwa ok. 2 do 3 godzin w zależności od stanu wody. Ci, którzy chcą przedłużyć sobie wycieczkę, mogą popłynąć drugą o 5 km dłuższą trasą aż do Krościenka. Zobaczyć można tu m.in. pozostałości mostu zerwanego podczas wielkiej powodzi w 1934 r. Beata Szkaradzińska bszkarad@dziennik.krakow.pl