Na podstawie informacji posiadanych przez prokuratora ustalenie tożsamości zleceniodawcy napisu znad bramy wejściowej do muzeum Auschwitz-Birkenau jest niemal pewne - ustalili nasi dziennikarze. Śledczy, aby pozbyć się wszelkich wątpliwości, potrzebują jeszcze kilku dni. Niewykluczone więc, że tuż po świętach wystąpią o europejski nakaz aresztowania. Do wniosku potrzeba im nazwisko ściganej osoby i stuprocentowa pewność, że wniosek dotyczy tej, a nie innej osoby. Informacje pozwalające na identyfikację zleceniodawcy zdobyto dzięki analizie billingów telefonicznych osób zatrzymanych w niedzielę oraz podsłuchów założonych na telefonach podejrzanych na kilka godzin przed akcją zatrzymania. Marcin A. złożył wyjaśnienia, trafi do aresztu Krakowski sąd aresztował dziś na trzy miesiące piątego z zatrzymanych w niedzielę mężczyzn - Marcina A. Jak ustalili nasi dziennikarze, podejrzany zaczął składać wyjaśnienia. Mówił jednak coś zupełnie innego niż pozostała czwórka aresztowanych wcześniej mężczyzn. Według nich to właśnie Marcin A. był organizatorem całej akcji i to on obiecał przekazać im pieniądze. Marcin A. twierdził z kolei, że o kradzieży dowiedział się po fakcie, a zatrzymanym mężczyznom pożyczył jedynie swój samochód dostawy, aby przewieźli skradziony napis. Wyjaśnienia Marcina A. kłócą się także z ustaleniami śledczych i zebranym materiałem operacyjnym. Dodajmy, że pocięty napis - jak wiadomo już z cała pewnością - został znaleziony na prywatnej niezamieszkałej, posesji. Nie należała ona jednak do Marcina A. Napis "Arbeit macht frei" został skradziony znad obozowej bramy w piątek nad ranem. Tablicę, pociętą na trzy części, odzyskano w niedzielę wieczorem. Zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży oraz uszkodzenia napisu, będącego dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury, usłyszało czterech mężczyzn. Piąty zatrzymany w tej sprawie przez policję odpowie za udział w grupie przestępczej oraz nakłanianie do kradzieży i "zniszczenia zaboru".