Jerzy K., uznany także za winnego zorganizowania i kierowania kilkoma napadami rabunkowymi na rodzinę ofiary i namawiania do zabójstwa matki dziecka, może ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odbyciu 20 lat kary. Był to już drugi proces w tej sprawie. W poprzednim Jerzy K. został skazany na dożywocie, ale w wyniku apelacji wyrok ten został uchylony i sprawa przekazana do ponownego rozpoznania. W drugim procesie skazano go na 25 lat więzienia, a sąd apelacyjny utrzymał ten wyrok. Na karę 25 lat pozbawienia wolności został skazany również drugi oskarżony Tomasz K. - według ustaleń sądu wykonawca zabójstwa zleconego przez Jerzego K. Pozostałym dwóm oskarżonym - którym przypisano udział w zabójstwie lub napadach zlecanych na rodzinę ofiary przez Jerzego K. - sąd apelacyjny podwyższył kary do 15 lat więzienia. Jak ustalono, motywem działania 53-letniego nadkom. Jerzego K., biegłego sądowego i pracownika laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, była chęć przejęcia przez niego opieki nad 10-letnią pasierbicą zamordowanego mężczyzny. Kiedy nie udało mu się tego zrealizować "po dobroci", policjant osaczał rodzinę, organizując napady rabunkowe. W końcu wydał polecenie zabójstwa ojczyma dziecka, kierował tym zabójstwem i namawiał do zabicia matki dziewczynki. Pod koniec czerwca 2004 r. trzej mężczyźni kierowani przez Jerzego K. porwali z przystanku Jacka F., pobili go, uwięzili w bagażniku samochodu i podjechali pod siedzibę Wojewódzkiej Komendy Policji. Tam zszedł do nich Jerzy K., sprawdził bagażnik, odgrażając się Jackowi F., po czym wrócił do pracy. Przebieg porwania, późniejsze wyjście na policyjny parking prokuratura udokumentowała m.in. billingami telefonicznymi, ponieważ wspólnicy kontaktowali się telefonicznie, wydrukiem z pobliskiego bankomatu, w którym Jerzy K. pobrał 1500 zł dla dwóch uczestników zabójstwa oraz rejestrami jego wejść i wyjść z komendy policji. Zwłoki Jacka F., skrępowane drutem i obciążone pustakami, wyłowiono na początku lipca 2004 r. ze zbiornika w Rożnowie. Dzięki nieostrożnemu użyciu telefonu ofiary przez jednego ze sprawców, zeznaniom świadków zdobytym dzięki programowi telewizyjnemu "997", prokuratura mogła stopniowo odkrywać szczegóły, przebieg wydarzeń i kolejnych podejrzanych. Jerzy K., który w toku śledztwa przeszedł na policyjną emeryturę, przed sądem nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów.