Demobil to nie jest propozycja dla początkujących automobilistów. Trzeba mieć pojęcie o mechanice, żeby nie kupić jednej wielkiej awarii. Wiele zależy od tego, kto prowadził dany pojazd w przeszłości. - Jeśli był to stały pracownik wojska, wóz jest bardziej zadbany. Jeżeli samochód służył kolejnym rocznikom żołnierzy z poboru, stan może być gorszy - zauważa Stanisław Nowak, kierownik Sekcji Przejmowania i Zagospodarowania Rzeczy Ruchomych w krakowskim Oddziale Terenowym AMW. Wyjątkowe rzeczy ruchome - Sprzedajemy tylko pojazdy, które nie są w pełni sprawne technicznie - informuje Nowak. - Jednak zdarzają się okazje i czasem można kupić naprawdę dobry wóz. Czasem auto ma wiele lat, ale nie jest zużyte. Mogło być częścią zapasów na wypadek wojny. Mogło służyć tylko do rozwożenia lokalnej poczty. Mogło być podwoziem dla radiostacji i jeździć tylko z rzadka na poligon. W wojsku ludzie i maszyny pełnią przecież najdziwniejsze funkcje. AMW sprzedaje pojazdy z kompletem dokumentów, ale auta te są niezarejestrowane. Nabywca musi sam załatwić formalności (np. badania techniczne), jeśli chce jeździć. Czasami wcale nie chodzi o jazdę. Niektórzy kupujący to ludzie, którzy handlują złomem. Innym może zależeć tylko na jakiejś części. - Wciągarki z ciężarówek typu Star 660 przydają się leśnikom. Niektóre blaszane nadwozia ciężarówek ludzie wykorzystują jako budy na działkach. Czasem ktoś kupuje całą cysternę na samochodzie, a interesuje go tylko zbiornik - stwierdza Nowak. Gazik poszukiwany Według danych krakowskiego oddziału terenowego, największym zainteresowaniem cieszą się lekkie pojazdy terenowe. Nowak wspomina samochód marki GAZ 69, za którego zapłacono 7 tys. zł. - Dużo, bo taki wóz to już rzadkość. Ludzie cenią ten model, bo ma m.in. świetną blacharkę - opowiada pracownik AMW. Zdemobilizowany UAZ może stać się własnością cywila, który wyłoży 2,5 tys. zł. Takie samochody mogą pojawić się w AMW, bo - jak tłumaczy Nowak - ograniczanie wielkości sił zbrojnych wiąże się ze sprzedawaniem nadmiaru aut dowódców. Nabywców znajdują terenowe wozy typu Tarpan Honker, które służyły w armii jako karetki sanitarne (jeden z krakowskich przedsiębiorców przerobił taką sanitarkę na jeżdżącą reklamę swojego hostelu). Słabą stroną tego modelu jest silnik - konstrukcja prosto z poloneza. - Ale te auta sprawdzają się, gdy nabywca włoży pod maskę coś innego - twierdzi Nowak. Honkerów nowszej generacji i amerykańskich hummerów armia się nie pozbywa. Jeszcze posłużą. Rozbrojenie na kołach Jak informuje pracownik AMW, pojazdy przed sprzedażą pozbawia się specyficznych cech wojskowych. Znikają zaczepy dla karabinów maszynowych i podobny sprzęt. Jednak niektóre konstrukcje nie przestają być niezwykłe, zadziwiające dla ludzi bez mundurów. Za przykład może służyć rozkładane nadwozie ciężarówki, które zamienia się w salę szpitalną o wymiarach niezłego mieszkania. Są też pojazdy zupełnie zwykłe - uniwersalne ciężarówki, furgony. Polonez z nadwoziem sanitarnym to też nie jest nic specjalnego. - Jeśli ktoś prowadzi drobną działalność usługową, może od razu wykorzystać taki samochód do wożenia drabiny i narzędzi - zauważa Nowak. Przetargowe emocje Samochody to tylko część oferty Agencji Mienia Wojskowego. Sprzedawane są też pakiety części zamiennych i mnóstwo innych artykułów (niekoniecznie związanych z motoryzacją). Co pewien czas ogłaszany jest przetarg ustny publiczny, a ta forma sprzedaży to dodatkowa atrakcja. - Bo przy zakupie poloneza za 700 zł można poczuć się tak, jak zapewne czują się uczestnicy licytacji w najlepszych domach aukcyjnych z dziełami sztuki - dowcipkuje Nowak. Niektóre części samochodowe można nabyć bez przetargu. Sprzedaje je magazyn AMW, w którym handluje się drobnym sprzętem z rezerw armii. Łukasz Grzymalski