- Jesteście pokoleniem XXI wieku, który będzie należał do was. My, starsi, jesteśmy pokoleniem XX wieku, który już odszedł. Pomyślcie o cierpieniach, jakich doznała Polska, jak wielu zginęło ludzi. Dwudzieste stulecie było wiekiem rozlewu krwi i przemocy - powiedział duchowy przywódca Tybetańczyków do studentów zebranych w auli Auditorium Maximum UJ. - Trzeba sprawić, by XXI wiek był stuleciem pokoju, miłości i dialogu. Aby to rzeczywiście osiągnąć, potrzebujemy przede wszystkim pokoju wewnętrznego i wewnętrznego rozbrojenia, bo tylko one mogą być przyczyną trwałego zewnętrznego pokoju. Musimy nauczyć się rozwiązywać nasze konflikty bez uciekania się do stosowania przemocy - podkreślił. Dalajlama zachęcał młodych ludzi, aby kształcąc umysł, nie zapominali o kształtowaniu wnętrza, pielęgnowaniu w sobie dobra, bez którego intelekt może obrócić się przeciwko ludziom. - Kluczowe znaczenie ma dobre serce. Codziennie rozwijacie swój intelekt, ale poświęćcie więcej uwagi wartościom wewnętrznym. (...) Ludzki umysł nie może być zaprzęgnięty w służbę złych uczuć - apelował. XIV Dalajlama przekonywał też, że źródło szczęścia leży w nas samych, bo wiele w naszym życiu zależy od tego, jacy jesteśmy we wnętrzu. - Ostateczne źródło szczęścia jest w nas samych, a nie gdzieś na zewnątrz. Pieniądze mogą sprawić, że będziemy żyli wygodniej, ale główny czynnik szczęścia tkwi w nas - tłumaczył. Przekonywał, że nasza psychika ma duży wpływ na nasze ciało, czego wszyscy doświadczamy na co dzień np. w sytuacjach stresu. Natomiast najzdrowsza dla ciała jest równowaga, spokój umysłu. - Doświadczenia całego mojego życia dowodzą, że spokój umysłu jest kluczem do zdrowia fizycznego (...), a najważniejszym źródłem tego spokoju jest współczucie - podkreślił Dalajlama. Dodał, że prawdziwe i głębokie współczucie może być udziałem każdego człowieka, nie tylko ludzi religijnych. Tybetańczyk zachęcał, aby temu uczuciu każdego dnia poświęcać więcej uwagi. Studenci pytali Dalajlamę o bardzo różne sprawy, np. o fenomen śmierci, prawa człowieka i o to, co duchowy przywódca Tybetańczyków jada na śniadanie. Pytali, czy sądzi, że jego następca zostanie odszukany i wskazany przez rodaków, zgodnie z tradycją, pośród tybetańskich chłopców. - Gdybym był dyktatorem, to kwestia sukcesji bardzo by mnie obchodziła. Instytucja dalajlamy i jej dalsze trwanie zależy tylko i wyłącznie od decyzji większości Tybetańczyków - odparł. Młodzież pytała też, czy są pytania, na które Dalajlama nie potrafi udzielić odpowiedzi, na co odparł on, że jego wiedza jest ograniczona i jak każdy ma prawo mówić: "nie wiem". - Bywają dżentelmeni, którzy udają, że wiedzą wszystko. A gdy pojawia się trudne pytanie, zachowują pełne namaszczenia milczenie. Ja czerpię z tego poczucie wolności, bo gdybym próbował udawać, to tę wolność odebrałbym sobie. Wydaje mi się, że gdyby postępowali tak światowi przywódcy, mielibyśmy znacznie mniej problemów. Często jest tak, że wszystko sprowadza się do protokołu i nie następuje żadna szczera wymiana zdań, co wywołuje strach, podejrzliwość i problemy - ocenił Dalajlama. Na pytanie, co polscy studenci mogą zrobić dla sprawy jego rodaków, Dalajlama odrzekł, że mogą poznawać kulturę jego kraju i okazywać solidarność z Tybetańczykami. Pytany o pierwsze wspomnienie z dzieciństwa wymienił: matczyną miłość i lanie od wuja - starego mnicha. Na pytanie, czy jest szczęśliwy, Dalajlama odparł: "Mam nadzieję".