"Trochę się martwimy, nie ma co ukrywać, żeby nie stało mu się nic złego" - mówi Jolanta Mazurkiewicz, szefowa Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dobczycach. "Zawieźliśmy mu koc, ciepłą bluzę, trochę rzeczy do jedzenia. Jeszcze będziemy go odwiedzać, ale twierdził, że nic nie potrzebuje. Przynajmniej, z tego co nam mówił w czasie pierwszej wizyty, nie ma żadnych oczekiwań i jest samowystarczalny. Niezależnie od tego, sprawdzamy na bieżąco, jak sobie radzi" - zapewnia, choć zaraz dodaje: "Na pewno nie wygląda na bezdomnego. Mówi, że lubi podróżować i taki ma pomysł na życie". Po kilku dniach pobytu nad jeziorem, wiele wskazuje jednak na to, że Koreańczyk przeniesie się do... domu w Pcimiu. "W poniedziałek był u niego dzielnicowy na tradycyjnej wizycie, z ciepłym posiłkiem, i usłyszał, że Koreańczyk byłby zainteresowany zaoferowanym wcześniej domem, w którym mógłby zamieszkać w czasie zimy" - mówi Interii sierż. Dawid Wietrzyk, rzecznik prasowy komendanta powiatowego policji w Myślenicach. Oferta... nie do odrzucenia O co dokładnie chodzi? W czasie pierwszej wizyty, w ubiegłym tygodniu, gdy u Koreańczyka wraz z funkcjonariuszem był również tłumacz, pojawiła się oferta wynajęcia domu, który byłby do dyspozycji, gdyby zaszła taka potrzeba. Od osoby prywatnej. "Teraz mamy sygnały, że chciałby z tego skorzystać, więc jeśli taka będzie wola, to oczywiście zajmiemy się formalnościami" - mówi Dawid Wietrzyk i przypomina, że gdyby mężczyzna zostawał w Polsce dłużej niż 90 dni, musiałby starać się o wizę. W praktyce ten termin mija w drugiej połowie stycznia, bo Koreańczyk pojawił się w naszym kraju 19 października, przyjeżdżając z Ukrainy. W paszporcie ma pełno różnych pieczątek, co potwierdza, iż rzeczywiście podróżuje dookoła świata. Zresztą, ofert pomocy dla 60-latka z Korei Południowej nie brakuje. Jedna z lokalnych restauracji proponowała mu również posiłki. Nie skorzystał. Jak mówi burmistrz Dobczyc Tomasz Suś, dostał wszystkie konieczne namiary. "Nie możemy go jednak zmusić do niczego. Jeśli tylko będzie chciał, oczywiście pomożemy, ale z tego co widziałem, sam sobie też przygotowuje jedzenie albo pojawia się w mieście na zakupach. Był też widziany w pizzerii - mówi burmistrz. Pytanie - jak to się w ogóle stało, że Koreańczyk przyjechał do Polski i osiedlił się akurat w lesie nad Jeziorem Dobczyckim? "Zobaczył na mapie, że jest tu pięknie" W podróży jest już od jedenastu miesięcy. Z rodzinnego kraju wyjechał w "podróż życia" po przejściu na emeryturę, trochę czasu spędził też w Tajlandii. Zaś do Dobczyc przywiódł go... przypadek. "Zobaczył na mapie, że jest tu pięknie, woda wokoło, więc postanowił spróbować i na razie został. Jak wędrowiec" - śmieje się Dawid Wietrzyk. Co robił wcześniej? Z tego, co twierdzi, pracował w hucie. Ma dorosłe dzieci. A teraz zapragnął po prostu zwiedzać świat. I jak pomyślał, tak ruszył w drogę. Z najbardziej potrzebnym do życia ekwipunkiem i z laptopem. Następny przystanek na mapie? Słowacja albo Czechy. Chyba, że Polska spodoba mu się tak bardzo, iż rzeczywiście postanowi zostać na dłużej. Na razie pisuje bloga. Ale pomysł, aby z tej podróży powstała książka też zaczął świtać. RP