Kolejka do kolejki linowej w Kuźnicach, jak niemal każdego dnia od początku długiego weekendu, ciągnie się kilkaset metrów. Stojący na końcu tego ogonka nie mają pojęcia, ile przyjdzie im poczekać na wyjazd na Kasprowy Wierch. - Może ze dwie godziny? - zastanawia się dziewczyna. - E, raczej ponad trzy - szybko sprowadza ją na ziemię jej partner. Dzień wcześniej stali tuż przy schodach, czyli o 200 metrów bliżej, ale zaczęło padać i zrezygnowali. Teraz muszą odstać swoje. - My stoimy już ponad dwie i pół godziny - mówi z uśmiechem na ustach pani, która stoi w tym samym miejscu, co młodzi wczoraj. - Co można robić? Oscypki jeść, lody za sześć złotych - mówi. Zawieramy też znajomości i głaskamy konia - dodaje. Nikt jakoś nie protestuje i nie narzeka. - Na piechotę pewnie byłoby szybciej - sugeruje młody tata. - Ale z naszym maluchem nie damy rady - podkreśla. Inni martwią się lekkimi bucikami - w tak zwanych halówkach raczej nie dadzą rady iść po śniegu. - A właśnie tam na górze jeszcze jest śnieg - nagle przypomina sobie "pani od głaskania konia". - To tam można nie dojść - uprzytomnia sobie świeżo poznany znajomy z kolejki. Wszyscy mają jakiś pretekst by nie iść, tylko jechać. Wreszcie "pani od konia" stwierdza stanowczo: "bo z kolejki są piękniejsze widoki". Okazuje się, że atrakcją nie jest sam Kasprowy, ale jazda na Kasprowy. Dla niej warto stać przez kilka godzin w kolejce i konsumować lody po sześć złotych.