Do zdarzenia doszło w minioną środę po godz. 17.00 w Szpitalu Powiatowym w Bochni. Winda, którą jechało 10 kobiet w ciąży (różnie zaawansowanej - od 25 do 35 tygodnia) oraz dwóch towarzyszących swoim partnerkom mężczyzn, zatrzymała się między 2 a 3 piętrem. - Po włączeniu w windzie alarmu nikt się z nami nie skontaktował - relacjonuje jedna z przyszłych mam. - Wykonaliśmy do szpitala trzy telefony. Po trzecim pani z recepcji poinformowała mnie, że ona już o wszystkim wie i już zadzwoniła do pana, który ma przyjechać i nas wyciągnąć z windy. Ale nikt nas nie poinformował, jak długo będziemy w tej windzie przebywać. Nikt też nie zapytał, jak się czujemy i czy wszystkie jesteśmy w dobrym stanie, czy ktoś z nas cierpi na klaustrofobię, przeżywa atak paniki, czy jakieś inne schorzenia! - dziwi się. Kwadrans nerwówki Tymczasem kobiety najadły się sporo strachu, bo w windzie między piętrami zaczynało robić się gorąco i duszno. - Powiedziałam o tym recepcjonistce. Odpowiedziała mi, że nie wie, kiedy zjawi się fachowiec od windy - przyjedzie najszybciej, jak to będzie możliwe. Próbowałyśmy zachować zimną krew, ale w miarę jak to wszystko się przedłużało, byłyśmy coraz bardziej zestresowane i spanikowane - opisuje. Po około 15 minutach przez telefon wewnętrzny skontaktował się z uwięzionymi fachowiec, który uprzedził, że światło w windzie zostanie na chwilę wyłączone, po czym ponownie się włączy i winda ruszy. Rzeczywiście tak się stało - winda wywiozła pasażerów na 4. piętro, z którego schodami zeszli na parter. - Tam czekała na nas recepcjonistka z reprymendą i oznajmiła nam, żebyśmy kolejnym razem nie wsiadały w tyle osób do windy, bo ona często się zacina - opisuje nie mogąc wyjść ze zdumienia jedna z kobiet (Co ciekawe, tabliczka na windzie informuje, że może wejść 21 osób - było 12...). - Co więcej, nie czekała na nas żadna opieka medyczna! Kobiety w zaawansowanych ciążach, zamknięte w windzie około 15 minut, a naszym zdrowiem, stanem emocjonalnym nikt się nie zainteresował - denerwuje się poszkodowana. Podsumowując całe zajście dodaje: - Nie po to rezygnujemy w ostatnich tygodniach ciąży z pracy, studiów, unikamy stresujących sytuacji, aby przeżywać stres i szok ze względu na nierzetelność, brak odpowiedzialności i rozwagi szpitala w Bochni! Co z tą windą? Winda, o której mowa znajduje się w budynku C. Jest to winda hydrauliczna wolnostojąca (dobudowana do skrzydła) o nośności do 21 osób, 1600 kg. Jak wszystkie inne znajduje się pod dozorem Urzędu Dozoru Technicznego. Posiada aktualne dopuszczenie do eksploatacji (przedłużane co rok, aktualne ważne do listopada 2010). Sprawą konserwacji zajmuje się firma zewnętrzna, która posiada uprawnionych konserwatorów (konserwacja windy odbywa się co miesiąc). Ponadto pracownicy szpitala (elektrycy i mechanicy) posiadają uprawnienia do obsługi windy. Eksploatacją elektryczną zajmuje się elektryk (który 18 listopada po godz. 17 zrestartował windę). Jan Komasa, automatyk Szpitala Powiatowego w Bochni: - Po tym zdarzeniu ściągnąłem konserwatora z firmy zewnętrznej, który wszystko poprzeglądał. Powiedział mi, że mogła być taka opcja, że cała ta grupka ludzi przesunęła się do jednego rogu i to właśnie mogło być przyczyną całego zajścia, bo innej możliwości nie ma. Sporadycznie, raz na jakiś czas, każda winda się zawiesza, tak jak każde inne urządzenie. Z tego co mi wiadomo interwencja była szybka, bo w ciągu 10-15 minut podjechał elektryk i ponownie uruchomił windę. Dyrektor przeprasza. Będą konsekwencje? Wojciech Szafrański, dyrektor bocheńskiego szpitala, również zaznacza, że w kwestii stanu technicznego windy, jej dopuszczenia, konserwacji itp. nie ma żadnych uchybień. - Sytuacja, która miała miejsce, jest jakimś technicznym przypadkiem, wynikającym z niedoskonałości systemu technicznego - podkreśla. Jednak skargi na reakcję personelu traktuje poważnie i zapowiada wdrożenie postępowania wyjaśniającego. - Nie wyobrażam sobie w przyszłości takiego przypadku, że zamiast łagodzić stres, my go jeszcze powiększamy poprzez niewłaściwe postępowanie, czy nie do końca przemyślane wypowiedzi - przyznaje wprost. - Za to jeszcze raz serdecznie przepraszam wszystkie osoby, które w tej windzie były. Mam nadzieję, że będzie to odosobniony przypadek. Tymczasem do starosty trafiła skarga od jednej z przyszłych mam, dotycząca "pracy i postępowania personelu SPZOZ Szpital Powiatowy w Bochni w niemedycznej sytuacji kryzysowej, ale takiej, która może wywołać skutki zdrowotne u osób w niej uczestniczących". Autorka liczy na przeprowadzenie kontroli sprawdzającej, czy szpital ma procedury postępowania w takich sytuacjach. Mirosław CISAK, Tomasz STODOLNY