Pierwszy zastrzyk z insuliną bierze przed 7 rano. Później kolejne - przed śniadaniem, obiadem, kolacją i o godzinie 22. - Jeżeli między posiłkami mam zbyt duży cukier, muszę brać następne porcje insuliny. Czasem zdarza się, że biorę po 8 zastrzyków dziennie - opowiada Monika. Nieustannie kontroluje poziom cukru, także w nocy, o 24, o 3 i 5 nad ranem. - Czasem, gdy wybija północ, nakrywam się kołdrą i myślę sobie: "Jeszcze 10 minut". Ale moja mama też się budzi. Gdy słyszy, że nie wstałam, przybiega do pokoju i pyta, czy nie śpię - mówi Monika. Mały bohater Pięcioletni Krystian wie, że mama choruje. Jego największym marzeniem jest, żeby wyzdrowiała. Chciałby pojeździć z nią na rowerze, pobiegać.- Co dzień stoi przy mnie. Patrzy, jak robię zastrzyki - dodaje Monika. Insulinę trzyma w dwóch różnych piórnikach. Dzięki temu Krystian rozróżnia, którą insulinę ma przynieść mamie. - Kiedyś byliśmy sami w domu i nagle poczułam, że nie mogę wstać z łóżka. Było mi niedobrze, chciało mi się wymiotować, miałam zawroty głowy. Synek stanął ze łzami w oczach i spytał: "Mamusiu, co ci jest?" Prosiłam, żeby przyniósł mi insulinę. Na szczęście wziął ją z dobrego piórnika. Gdyby go nie było... - przerywa wzruszona Monika. Pracodawcy nie chcą cukrzyków Przez cukrzycę, Monika straciła pracę na kasie w markecie w Żarach. Była tam zatrudniona półtora roku. Sprawdzała się, dopóki kilka razy nie zasłabła. - Pracowało mi się bardzo dobrze. Nigdy nie bałam się roboty, a że kocham handel, więc to było całe moje życie - rozpoczyna na nowo opowieść. Nie przedłużono jej umowy o pracę. Podejrzewa, że powodem mogła być jej choroba. - Jak to na kasie. Kolejka klientów czeka, to nie zostawię wszystkiego, żeby dać sobie zastrzyk. Chociaż koleżanki bardzo mi pomagały. Nigdy nie robiły problemów. Ale człowiek nadgorliwy. Myślałam: "A, jeszcze skasuję tego klienta i następnego". Cukier tak rósł, że robiło mi się niedobrze. W końcu musiałam iść na zastrzyk, potem pół godziny odczekać. Myślę, że przez to zostałam zwolniona. Podejrzewam, że kierownictwo się bało. Ale nie dziwię się - mówi Monika. Potem zatrudniła się w jednym ze sklepów sieci Żabka, ale tam też jej choroba okazała się problemem. - Jak straciłam pracę, to cukrzyca rozchwiała się jeszcze bardziej. Przez stres. Bo z czego miałam żyć? - pyta. Jak oślepnę, to dadzą laskę Utrzymuje się z zasiłku dla bezrobotnych (około 400 zł netto) i 200 zł alimentów na dziecko. Pomaga jej też mama, która ma 900 zł emerytury. Martwi się, bo ostatni zasiłek dostanie w maju. Już nieraz zdarzyło się, że pożyczała od sąsiadek pieniądze na insulinę. Jedna fiolka, która na receptę kosztuje 80 zł, starcza jej na niecały tydzień. O pomoc prosiła Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Żarach. Kazali przynieść zaświadczenie o grupie inwalidzkiej. - Dostałam drugi stopień grupy inwalidzkiej na trzy lata. Poszłam do opieki społecznej, a oni powiedzieli, że należy mi się zasiłek 181 zł i 70 groszy pod warunkiem, że nie podejmę pracy. Przecież ja za to ani dziecka nie utrzymam, ani leków nie kupię. Wolałam poszukać pracy - mówi Monika. Odmówiono jej też renty socjalnej, bo nie puchły jej kostki i nie miała ciągłości pracy przez ostatnie pięć lat. - Chciałam wytłumaczyć, że nie chcę renty, żeby nie iść do pracy, tylko staram się o rentę socjalną na leki. Tylko że nikt nie chciał ze mną rozmawiać - mówi Monika. Pomocy nie otrzymała też w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. - Tam powiedziano mojej mamie, że jak oślepnę, to dadzą mi laskę, a jak nie będę mogła chodzić, to dostanę wózek inwalidzki. Tylko tak mogą nam pomóc. Mama wróciła stamtąd z płaczem - mówi Monika. Opadam z sił i tracę przytomność U Moniki lekarze stwierdzili cukrzycę typu 1, tę trudniejszą w leczeniu. Musi co dwie godziny badać poziom cukru. - Cały czas się kłuję, aż mnie palce bolą - mówi Monika. Normą po posiłku u chorej osoby jest poziom cukru 160 mg%, a na czczo 120 mg%. U Moniki są wahania od 30 mg% do nawet 700 mg%. Spadki i wzrosty poziomu cukru we krwi są bardzo gwałtowne. Coraz częściej zdarza się, że Monika nie może zaprowadzić synka do przedszkola, bo w drodze poziom cukru nagle spada lub wzrasta, a wtedy ona słabnie, traci przytomność. Monika nie odczuwa już niedocukrzeń. A to dla niej bardzo niebezpieczne. - Inni cukrzycy, gdy mają za mało cukru, pocą się, czują, że zbliża się atak niedocukrzenia. U mnie już tego nie ma. Po prostu kiedy poziom cukru jest niedobry, opadam z sił i tracę przytomność - opowiada. Potrzebna pompa By uniknąć najgorszego, by przeżyć 10 lat dla dziecka i dla siebie, Monice potrzebna jest pompa insulinowa. Lekarze ze szpitala w Zielonej Górze orzekli, że tylko ona może ustabilizować zdrowie Moniki. Dzięki niej będzie mogła normalnie żyć, a co najważniejsze pracować. Pompa sama dozuje odpowiednie dawki insuliny co 3 minuty, a co 5 minut bada poziom cukru we krwi. W razie nieprawidłowości alarmuje. Urządzenie kosztuje jednak 17 tys. zł. Takich pieniędzy Monika nie ma. NFZ nie refunduje pomp insulinowych dla osób powyżej 18 roku życia. Monika nie może liczyć na pomoc rodziny. Brat też ciężko choruje, podobnie jak mąż siostry. - Pompa może wydłużyć życie cukrzyka o ponad 10 lat. A to jest dla mnie najważniejsze. Wiem, że mój stan ciągle się pogarsza. Gdybym nie miała syna, nie miałabym siły na leczenie. Syn ma tylko mnie. Nie mam pojęcia, co zrobię, jak się nie uda. Będę się starała robić wszystko tak jak do tej pory. To, jak długo będę mogła wychowywać syna, zależy chyba tylko od samego Pana Boga - kończy Monika. Choroba Moniki zaczęła się po urodzeniu synka, pięć lat temu. - Czułam dziwną senność, apatię. Tłumaczyłam sobie, że jestem zmęczona porodem. Miałam dopiero dziewiętnaście lat - opowiada Monika. Miałam niechęć do wstawania. Nawet się nie ubierałam, cały dzień snułam się w koszuli nocnej. Byłam osłabiona i ciągle zmęczona. Mama przychodziła z pracy i denerwowała się, że nic nie jest zrobione w domu, że ja wiecznie w koszuli, że ciągle śpię. A dla mnie nawet pójście do toalety było męczarnią. Na okrągło spałam, a jak się przebudziłam, to tylko żeby się czegoś napić. W końcu zaczęły mi puchnąć nogi - mówi Monika.Sądziła, że to nawrót dolegliwości z dzieciństwa, gdy chorowała na nerki.- Poszłam do lekarza. Wróciłam z płaczem - wspomina. Cukrzyca była dla niej jak wyrok. Przez tę chorobę dziadkowi Moniki lekarze amputowali nogę. Jej ojciec cierpi na poważne powikłania związane z cukrzycą. - Załamałam się. Czułam się tak, jakby ktoś mi powiedział, że jestem chora na AIDS. Wstydziłam się rozmawiać z cukrzykami. Jak się zarejestrowałam w przychodni, to stałam na dworze, żeby nikt nie widział, że czekam w tej kolejce. Unikałam znajomych - mówi Monika. - Dopiero później zaczęło do mnie docierać, że tak naprawdę robię krzywdę dziecku, bo jeżeli ja się poddam już na samym początku, to nic ze mnie nie będzie. Badania w trakcie ciąży niczego nie wykazały, podobnie tuż po porodzie. Lekarze uważają, że cukrzyca u Moniki zaczęła się na tle nerwowym (tzw. cukrzyca postresowa). Już w trakcie ciąży jej narzeczony uznał, że chce ułożyć sobie życie z inną kobietą. - Spiętrzyły się moje problemy. Zostałam sama z dzieciątkiem. Wychowuję go samotnie. Jego ojciec płaci alimenty, ale nie chce być ze mną. Wie, że choruję. Ma swoją dziewczynę. Nie chce mieć z nami kontaktu. Może się boi - zastanawia się Monika. Powikłania Monika zaczyna mieć powikłania związane z cukrzycą. Bierze leki na rozrzedzenie krwi, bo przy takim rozchwianym poziomie cukru zaczyna się wstępna arytmia serca. Istnieje też ryzyko zatoru. Poza tym ma bardzo wysoki cholesterol. Jeśli nie będzie się odpowiednio leczyć, mimo młodego wieku, za kilka miesięcy może mieć zawał serca. Nie może mieć więcej dzieci. Im warto pomóc Barbara Kocik, dyrektor Przedszkola nr 8 w Żarach: - Pani Monika jest dobrą mamą. Razem z babcią, bardzo dobrze wywiązuje się z obowiązku opieki nad dzieckiem. Krystian przebywa w naszym przedszkolu już drugi rok. Dobrze się rozwija. Jest zadbany, czysty, radosny. Nie mamy do tej rodziny żadnych zastrzeżeń. Widać, że tęskni za mamą, gdy ta jest w szpitalu. O chorobie mamy dowiedzieliśmy się od babci Krystiana. I właściwie babcia się przy mnie rozpłakała. Bo cukrzyca o dość nieustabilizowanym charakterze w tak młodym wieku jest dużym problemem, zwłaszcza że ta dziewczyna samotnie wychowuje syna. Monika dostała pompę insulinową dzięki pomocy żarskich przedsiębiorców, którzy przekazali na jej wypożyczenie w sumie 2 tys. zł. Do 29 maja Monika będzie uczyła się ją obsługiwać. Do tego czasu musi też uzbierać 15 tys. zł, bo inaczej firma odbierze jej sprzęt. Marta Czarnecka Wszystkich, którzy chcieliby pomóc chorej Monice prosimy o kontakt na adres polskalokalna@firma.interia.pl